Siatkówka, Kamil Semeniuk, kadra, Nikola Grbić

i

Autor: CEV Kamil Semeniuk w tym sezonie w kadrze dostał duży kredyt zaufania od Nikoli Grbicia

Rozmowa Super Expressu

Grbić uparcie wierzył w odbudowanie Kamila Semeniuka, a ten mu odpłaca w ME. „Niepotrzebnie zmieniałem, to był głupi pomysł"

2023-09-02 15:59

Nasi siatkarze zgodnie z planem rozpoczęli mistrzostwa Europy 2023, których grupową fazę rozgrywają w Macedonii. Już pierwsze mecze przyniosły nie tylko spodziewane wygrane 3:0 z Czechami i 3:1 z Holandią, ale i doskonałe wieści na temat Kamila Semeniuka. Jeden z liderów reprezentacji w poprzednim roku, po nieudanym sezonie ligowym musiał się mozolnie odbudowywać. – Jest na horyzoncie moja forma z poprzedniego roku – mówi Semeniuk „Super Expressowi".

„Super Express”: – Odetchnęliście z ulgą, że najgorsza robota na siłowni już skończona i można się zająć walką w turnieju?

Kamil Semeniuk: – Najcięższy okres związany z pracą fizyczną jest za nami, to było kilkanaście dni temu w Zakopanem i Krakowie. Teraz objętości z ciężarami są mniejsze, ale nadal lekko nie jest. Faza, w której się znajdujemy na ME, nie jest jeszcze tą, w której powinniśmy odczuwać największą świeżość.

– Po tobie tych obciążeń za bardzo nie widać, co więcej, wszyscy mają wrażenie, że zobaczyli na starcie mistrzostw starego dobrego Kamila. Ty też go zobaczyłeś?

– Jeśli chodzi o to, jak wyglądam fizycznie w telewizji, to mogę tylko powiedzieć, że telewizja czasami kłamie... Cieszę się nawet, że ta pełna świeżość nie nadeszła, bo gdybym ją czuł teraz, to znaczy, że coś w rytmie przygotowań jest nie tak i że plan nie zafunkcjonował w stu procentach. Może faktycznie z boku wygląda to tak, że matka Ziemia mnie specjalnie nie trzyma, ale ja mam takie odczucia, że jeśli chodzi o fizyczność, jest jeszcze u mnie zapas. Przede wszystkim cieszę się, że już w meczu otwarcia mistrzostw trener dał mi szansę wykazać się na boisku. Nie spodziewałem się tego. A jeśli się taką okazję otrzymuje, to czerpie się z niej pełnymi garściami i daje z siebie maksa. Nie tylko sportowo, ale i mentalnie chciałem pokazać, że żyję meczem, że zostawiam serducho na boisku. I być może trener zauważył to w kontekście meczu z Holendrami, bo gdy chciał zrobić zmianę, znowu sięgnął po mnie.

Reprezentacja Polski notuje kolejne zwycięstwo w mistrzostwach Europy! "Biało-czerwoni" pokonali Holendrów

– Trzy miesiące spędziłeś w kadrze na dochodzeniu do formy, z jakiej znamy cię z poprzednich lat. W wielu meczach to nie było jeszcze to. Teraz już jesteś w tym miejscu, co trzeba lub bardzo blisko?

– Na pewno jest już na horyzoncie ta moja dyspozycja z poprzedniego roku. Trzy miesiące w kadrze to było ciągłe szukanie stylu, rozważanie jak powinienem grać. I ostatecznie podjęcie decyzji oraz uświadomienie sobie, że niepotrzebnie zmieniało się to, co funkcjonowało u mnie na bardzo dobrym poziomie i wybiło mnie na wyżyny. To był głupi pomysł. Trzeba było wrócić do tego, co pokazywałem wcześniej, innego stylu grania, a także czerpania radości z tego, że jest się na boisku. Już nawet dwa pierwsze mecze mistrzostw Europy były dla mnie czystą frajdą.

– Co cię tak rozregulowało pod względem siatkarskim, że musiałeś pilnie szukać zmian w swoim stylu gry?

– Dość dobrze było widać, że w elemencie ataku moja skuteczność drastycznie spadła. Było to zauważalne w sezonie klubowym w Perugii, jak i na początku okresu reprezentacyjnego. Próbowałem grać szybszą siatkówkę, a nie jestem stworzony do tego sposobu grania. By moja skoczność została wykorzystana w pełni, piłka musi być wyższa, żebym ją złapał na odpowiednim zasięgu. Dzięki temu mam więcej możliwości wyboru kierunku ataku i w takim stylu czuję się najbardziej komfortowo. To był główny problem.

Karol Kłos prosto z mostu: Schowałem dumę do kieszeni i opłaciło się

– Wiele było po drodze wahań i wątpliwości? Pojawiały się niepokoje w rodzaju „co się ze mną dzieje”? Albo obawy, czy uda się wrócić do swojej jakości?

– Spojrzałem na to, jak grałem wcześniej, co prezentowałem, jakie piłki były dla mnie optymalne. Doszedłem do wniosku, że nie ma co patrzeć na to, co robią inni i należy skupić się na swojej siatkówce i sposobie grania, który mi najbardziej pasuje.

– W sezonie kadrowym miałeś za zadanie odbudowywanie się i czy w związku z tym chodziły ci po głowie myśli, czy w ogóle załapiesz się do składu na najważniejsze imprezy?

– Od samego początku miałem w głowie, że trener może mnie nie zabrać na jakieś zawody. Mamy taką, a nie inną sytuację w drużynie, bogactwo na pozycji przyjmującego, gdzie są wyrównani siatkarze i trwa rywalizacja. Na pewno czułem oddech kolegów na plecach, tym bardziej że wiedziałem, iż oni mieli zupełnie inny sezon klubowy niż ja. W głowie pojawiała się myśl, że być może nie utrzymam się do końca okresu kadrowego. Ale daję z siebie wszystko po to, by pozostać.

Mistrzostwa Europy siatkarzy trudniejsze niż igrzyska? Mistrz świata i Europy nie ma żadnych wątpliwości

– Trener Grbić od startu sezonu bardzo ci pomaga i stawia na ciebie w wielu momentach. To chyba też musiało cię solidnie podbudować?

– Na pewno. Przy tych wszystkich myślach odnośnie do rywalizacji o miejsce i do tego, jaki miałem sezon klubowy, podtrzymywało mnie na duchu, że trener cały czas widzi mnie w reprezentacji, wierzy we mnie, w moje umiejętności i w to, że wrócę do formy znanej z poprzedniego sezonu. Mam nadzieję, że aktualną dyspozycją spłacam kredyt zaufania i że kolejne szanse na to nadejdą.

– Mistrzostwa Europy zaczynacie serią meczów z rywalami z niższej półki, co czasem na pewno sprawia pewną trudność w zachowaniu koncentracji na całe spotkanie. Selekcjoner stale zwraca wam na to uwagę?

– Mieliśmy dwa spotkania z potencjalnie najcięższymi rywalami, przed nami kolejne starcia z teoretycznie słabszymi, ale staramy się podchodzić do każdego tak samo, chociaż zachowanie koncentracji nie jest łatwe. Trener ostrzegał nas, że największym naszym wrogiem w fazie grupowej jesteśmy my sami. Jeśli wyjdziemy na boisko i uznamy, że rywal się od razu podda, bo zobaczył po drugiej stronie reprezentację Polski, to na pewno nie zadziała na naszą korzyść. Takie spotkanie może się nie potoczyć po naszej myśli. Potrzebne jest skupienie i odpowiednia energia. I dopiero wtedy można wygrać 3:0 w przysłowiową godzinę z prysznicem. Bez względu na to, czy gramy przeciwko Danii czy Francji, bez mobilizacji na właściwym poziomie możemy wpaść w tarapaty. Z meczu z każdym przeciwnikiem da się wynieść jakąś lekcję.

Tak Bartosz Kurek nazwał kolegę z kadry. Porównanie, którego nikt by nie wymyślił. Nie zastanawiał się nawet chwili

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze