Rywale mieli nóż na gardle, bo porażka eliminowała ich z turnieju w Rio de Janeiro. Nam pozostały jeszcze nadzieje na awans do półfinału, jeśli dzisiaj wygramy z Serbią.
Mecz był dla biało-czerwonych wielką niewiadomą, bo Polacy bardzo powoli budują formę olimpijską, a poprzedni mecz z silnym rywalem grali w styczniu. Jednak tylko pierwszy set był zupełnie nieudany w naszym wykonaniu. Graliśmy zupełnie bez przyjęcia, przegrywaliśmy nawet 5:15, nie umiejąc w żaden sposób odeprzeć ataków rywali.
Trener Raul Lozano zaczął szukać zmienników i znalazł Marcina Wikę, który skutecznie zastąpił Sebastiana Świderskiego (31 l.). Potem jednak Argentyńczyk nie był konsekwentny. Drugiego seta znowu zaczął niepewny tego dnia "Świder", na szczęście w porę wrócił Wika.
Dramat zaczął się, kiedy kontuzji pleców doznał Łukasz Kadziewicz (28 l.), ale rewelacyjnie zastąpił go Marcin Możdżonek (23 l.), który w czwartym secie postawił Amerykanom prawdziwą tamę pod koszem. "Możdżon" wskoczył do składu olimpijskiego w ostatniej chwili i już odpłaca trenerowi.
W końcówce czwartej partii Polacy dali koncert gry blokiem, a Wlazły robił co chciał w ataku, kończąc spotkanie z 31 pkt na koncie.
Emocjonujący tie-break przyniósł dramatyczną huśtawkę nastrojów. Zabrakło nam jednak wykończenia i trochę sił. Piłkę meczową miał już w górze Michał Winiarski (25 l.) przy stanie 14:13, niestety potem opuściło nas szczęście i przegraliśmy dwie kolejne piłki.
- Wolałbym grać słabo, byle wynik był korzystny. Trzeba szybko zapomnieć o tej porażce i zagrać dobrze z Serbami - przyznał po meczu Wika (13 pkt), drugi obok Wlazłego bohater spotkania. - Miejmy nadzieję, że w drugim meczu zagramy już bez przestojów - dodał Możdżonek.