Polskie siatkarki pokonują kolejne kamienie milowe na drodze na światowe salony. Dość przypomnieć, że niezwykle rzadko wygrywały z Brazylijkami w meczach o punkty, po raz ostatni zdarzyło się to 5 lat temu. Za kadencji trenera Stefano Lavariniego to pierwsze zwycięstwo nad Canarinhas. Jeszcze dziesięć dni wcześniej Biało-Czerwone uległy Brazylii 1:3 w meczu fazy grupowej w Hongkongu. Brazylijski zespół szedł jak burza do półfinału LN 2024. Wygrał 13 meczów z rzędu, by niespodziewanie ulec Japonii i wpaść na Polki w walce o brąz. Biało-Czerwonym po dramatycznej walce, stojącej na wysokim poziomie, nie dał rady.
Mogłyśmy wygrać wyżej
– Tym razem podeszłyśmy z większą wiarą, że możemy je ugryźć – opowiada Wołosz o nastawieniu przed walką o trzecie miejsce. – Dobrze przestudiowałyśmy Brazylijki, a poza tym chciałyśmy zakończyć Ligę Narodów wygraną i to dającą brązowy medal. To dodało nam mocy, szczególnie po sromotnej przegranej z Włoszkami w półfinale – nie ukrywa nasza rozgrywająca, która sądzi nawet, że razem z koleżankami mogły wygrać wyżej.
– Na chłodno po meczu uważam, że mogłyśmy je pokonać 3:1 – przekonuje. – W czwartym secie za szybko chciałyśmy skończyć spotkanie. Powtórzyło się to, co było w meczu z Turcją (3:2 w ćwierćfinale – red.), tam też moim zdaniem można było zwyciężyć w czterech setach. To kwestia tego, że mierzymy się z zespołami, które meczów o stawkę rozegrały dużo więcej niż my. W tie-breaku z Brazylią wiedziałyśmy, że nie mamy nic do stracenia i trzeba je cisnąć od pierwszego punktu. I jak złapałyśmy rytm, to już nie puściłyśmy.
Co ciekawe, dla niezwykle utytułowanej w siatkówce klubowej Wołosz to pierwsze medalowe trofeum w „nowej” kadrze prowadzonej od 2022 roku przez włoskiego fachowca. Rok temu nasza pierwsza rozgrywająca później rozpoczęła sezon i w LN w roli podstawowej prowadzącej grę występowała Katarzyna Wenerska.
To ogromna sprawa, coś pięknego
– Kilka godzin po meczu nie wierzyłam jeszcze, że się udało – nie ukrywa Wołosz. – To coś wielkiego, smakuje jak złoto. Wywalczenie jakiegokolwiek medalu z reprezentacją to coś, czego zawsze mi brakowało, chociaż miałam już kiedyś srebro Igrzysk Europejskich. Czuję ogromną dumę, a dla tych, które pierwszy raz mają taki medal to ogromna sprawa. To coś pięknego, szczególnie z kadrą stworzoną przez trenera Lavariniego. Każda z nas rzuca się w ogień, to widać od dwóch, trzech sezonów – cieszy się.
Wiadomo, że Liga Narodów w tym sezonie jest jedynie etapem przed imprezą czterolecia – igrzyskami olimpijskimi. Polki zagrają w nich po raz pierwszy od 2008 roku, a w grupie trafiły między innymi właśnie na Brazylię (poza tym na Japonię i Kenię). Wołosz nie chce zbytnio przeceniać wagi pokonania Brazylijek w kontekście igrzysk.
– Nie ma sensu łączyć tego zwycięstwa z igrzyskami, to będzie totalnie inny turniej – uważa. – Trafiłyśmy w grupie olimpijskiej na zespoły turniejowe, czyli Japonię i Brazylię. One regularnie grają w takich imprezach o wysoką stawkę. Na pewno wygrana w Lidze Narodów dodaje nam dużo pewności siebie, ale do kolejnego meczu będziemy musiały przystąpić jeszcze bardziej zmotywowane – przewiduje.
Igrzyska rozpoczynają się za miesiąc, Polki teraz dostaną odrobinę wytchnienia od trenera Lavariniego, potem wrócą do pracy, a w połowie lipca będą miały ostatni sprawdzian na turnieju w Mielcu z udziałem Serbii, Francji i Dominikany, czyli uczestniczek olimpijskich zmagań.
– Koło tygodnia wolnego pewnie dostaniemy, to ważne, żeby odespać, być gotowym do powrotu do domu, skupić się na dobrej regeneracji, złapać reset. Potem trzeba z przytupem zacząć przygotowania olimpijskie, bo to dla nas najważniejsze – podkreśla Wołosz.