– Jeszcze to do mnie nie dociera, jestem taką osobą, że jak dużo dzieje się dookoła, to ciężko mi się skupić. Jak sobie spokojnie usiądę i pomyślę o tym szalonym sezonie, o tym co osiągnęliśmy i jak to zrobiliśmy, wówczas wszystko jakoś do mnie dotrze. I pewnie poleci kilka łez. Mieliśmy wiele wzlotów i upadków, od takiej drużyny, która nie znała swojego potencjału, na którą niewielu stawiało, po taką, która kończy z trzema najważniejszymi trofeami w klubowej siatkówce. To coś niesamowitego, ciężko mi uwierzyć, że byliśmy w stanie wygrać 3:0 z tak mocną drużyną jak Trentino. Nie straciliśmy seta, ale w finale Ligi Mistrzów nie ma prawa być łatwo.
– Było widać, że jesteśmy wyczerpani tym sezonem, Dla mnie był najbardziej wymagający, podobnie myślę dla reszty chłopaków, ale całe serducho zostawiliśmy, żeby to wygrać. Ja też mam problemy, z którymi zmagam się tak naprawdę przez większość sezonu. Cieszy to, że udało nam się zakończyć w trzech setach mecz finałowy. Gdyby był czwarty, nie wiem, czy byłbym w stanie wyjść. Ale nie ma co o tym myśleć, ważne, że wygraliśmy.
O problemach kolegi i innych graczy w czasie walki o złoto LM mówił także na antenie Polsatu Sport kapitan Zaksy Kędzierzyn Aleksander Śliwka. – Wspieraliśmy się w trudnych momentach, łapały nas skurcze w trzecim secie – opowiadał. – Marcin Janusz wielokrotnie lądował na ziemi, trzeba było mu naciągać tę łydkę. Dobrze, że udało się tego trzeciego seta wygrać i zakończyć ten mecz. Skurcze łapały tez Erika Shojiego. Emocje były ogromne, adrenalina niesamowita.
– Z powodu problemów fizycznych motywacja, żeby to skończyć w trzeciej partii, była wielka. Marcin miał przecież problem, żeby dobiec do wystawy poza trzeci metr, wiedzieliśmy, że trzeba mu dostarczyć piłkę tam gdzie stoi i kończyć akcje. A najważniejsze i najtrudniejsze sytuacje rozwiązał nam Semen, który był fenomenalny – przyznał kapitan Zaksy.