Polki zagrają w środę w barażu o ćwierćfinał (do zamknięcia tego wydania "SE" nie był znany przeciwnik), a wcześniej odniosły zwycięstwa nad Niemkami i Węgierkami. To pozwoliło wyjść z grupy, czyli znaleźć się w gronie 12 czołowych zespołów ME.
- I co, mamy już być zadowoleni? Może za dużo wymagam, ale uważam, że nie ma czegoś takiego jak plan minimum - mówi nam "Maggie", dwukrotna mistrzyni Europy z lat 2003 i 2005. W tamtych czasach potrafiła zdobyć ponad 40 pkt w meczu. Nic dziwnego, że o Smarzek, która zaliczyła 36 "oczek" przeciwko Niemkom, już mówi się "druga Glinka".
- Słyszałam, że Malwinę porównuje się do mnie, ale niech ona zostanie sobą - tonuje nastroje Glinka. - Gramy w ataku tylko przez nią, to szybko będzie rozszyfrowane przez mocniejsze zespoły, już było widać, jak ustawia się obrona rywalek. Nie oczekujmy, że Smarzek po jednym świetnym występie będzie nam sama wygrywać mecze i poprowadzi do medali. To tak nie działa. Ja w jej wieku zaczynałam karierę we Włoszech. Ma papiery na wielkie granie, ale jeszcze sporo etapów kariery przed nią, dajmy jej spokojnie przez nie przejść - podsumowuje Glinka.
Azerki wyraźnie lepsze od Polek