– Często pan ostatnio wpada do Polski...
– Próbuję bywać regularnie co miesiąc, półtora. Na co dzień oglądam PlusLigę poprzez polski dekoder. Ale oczywiście czym innym jest włączenie telewizora, a czym innym osobisty pobyt, rozmowy z zawodnikami i trenerami. W piątek będę jeszcze w Suwałkach na meczu Zaksy ze Ślepskiem, potem wracam do Włoch.
– Kiedy spotyka się pan z kadrowiczami po meczach, jak na przykład w środę w Warszawie, jest to coś więcej niż zwykła pogawędka? Zapadają też jakieś decyzje?
– Mamy na razie wczesny etap sezonu ligowego, to jeszcze nie pora na poważniejsze rozmawianie o pracy kadry. Poza tym mam do zamknięcia rozdział olimpijski i przygotowanie do otwarcia nowego. Kontrakty członków sztabu reprezentacji wygasły, trwają rozmowy na temat dalszej współpracy. Rozmawiam więc także ze współpracownikami, zapoznaję się z ich planami, podsumowujemy minione trzy sezony. Chciałem dać jeszcze wszystkim trochę czasu po tegorocznym sezonie, zanim weźmiemy się na omawianie tego, co nas czeka, bo wszyscy byliśmy mocno wyczerpani pod względem emocjonalnym i fizycznym. Zależało mi na tym, by każdy mógł spokojnie wszystko przemyśleć i z chłodną głową podejmować dalsze decyzje. Teraz więc koncentruję się na rozmowach ze współpracownikami, a nie z siatkarzami. Na to drugie przyjdzie pora po zorganizowaniu sztabu. Nie mówię, że będzie w nim dużo rotacji, nie jestem zwolennikiem dokonywania zmian dla samej zmiany. Jeśli coś działa dobrze, to wychodzę z założenia, że warto to zachować i ewentualnie udoskonalać. W trzech minionych latach zaliczyliśmy wiele sukcesów, więc nie widzę wyraźnego powodu, by dokonywać wielu roszad.
– W stolicy widział się pan m.in. z Zatorskim, Firlejem, Kochanowskim czy Bednorzem. Rozmawialiście tylko o meczu?
– Jako trener wyznaję zasadę, że powinienem pomagać podopiecznym w poprawianiu poziomu. Z Zatim rozmawiałem głównie o jego ostatnich problemach zdrowotnych, ale z Firlejem czy Bednorzem o pewnych aspektach technicznych, jakie dostrzegłem w trakcie spotkania Projektu z Resovią, a co może mieć przełożenie na występy reprezentacyjne. Nie było to na pewno omawianie planów na przyszłość, na to przyjdzie czas, raczej krótka wymiana zdań. Chciałem pogadać z tymi, z którymi na pewno spotkam się w przyszłym roku.
– Wie pan dobrze, że jeśli polscy kibice widzą pana w rozmowie z Bednorzem, którego nie zabrał pan na igrzyska i była wokół tego wielka dyskusja, to od razu powstaną najróżniejsze teorie...
– Co do Bendżiego, to mówię to wyraźnie: oczywiście, że będzie w przyszłym roku w kadrze, a dodam też, że po igrzyskach przysłał mi esemesa ze szczerymi gratulacjami za osiągnięty wynik. Nie ma ani grama złej krwi między nami, po meczu w Warszawie przyszedł się przywitać, rozmawialiśmy. Powtarzałem już, także jemu, że decyzje personalne podjęte przeze mnie przed igrzyskami były jednymi z najtrudniejszych w mojej karierze. Nie dotyczyło to przecież wyłącznie Bednorza, także choćby Karola Kłosa. Biorąc pod uwagę prezentowany poziom i jakość siatkarską, wielu graczy zasługiwało, by pojechać na igrzyska i nam pomóc, ale liczba miejsc była taka, a nie inna.
– Słyszałem, że trwają intensywne działania, by za cztery lata w Los Angeles drużyna siatkarska składała się jak wszędzie indziej z czternastu zawodników.
– Już rozmawiałem o tym i uczulałem na to przyszłego szefa FIVB Fabio Azevedo, mam bardzo dobre odczucia z rozmów z nim. Sam zresztą podkreśla, że także optował za tą zmianą, ale teraz jako prezydent federacji światowej będzie miał mocniejszy głos i większą decyzyjność. Mieliśmy też dyskusje z prezesem Sebastianem Świderskim na ten temat, właściwie stale ta kwestia się przewija, bo jak już podkreślałem, to musi być zrobione od razu po igrzyskach, bez czekania ileś kolejnych lat. Trzeba wywrzeć presję na FIVB, a ta z kolei na MKOl, w którym też będą niebawem zmiany we władzach. Wierzę, że w Los Angeles zobaczymy 14-osobowe zespoły.
Stephane Antiga wyrzucony z klubu w kuriozalnych okolicznościach. Absurd goni absurd
– Kiedy ogląda pan spotkania, to na pewno także dlatego, by szukać nowych twarzy, a nie jedynie doglądać kadrowiczów. W tym kontekście chcę spytać o Łukasza Kozuba, rezerwowego rozgrywającego Resovii, który świetnie zagrał z Projektem. To siatkarz z medalodajnego rocznika 1997, który wydał takich graczy jak Fornal, Kochanowski, czy Kwolek. Razem zdobywali juniorskie laury, ale Kozub pozostał w cieniu. Nie widać szans, by zaistniał w kadrze?
– To ja też spytam: kogo miałbym się pozbyć, mając do dyspozycji na rozegraniu Janusza, Łomacza, Firleja i Komendę?
Krzysztof Ignaczak jasno o obecnych problemach Resovii. Porównuje Drzyzgę z Ropretem
– Może nie tyle pozbyć się, co dorzucić świeżej krwi?
– No ale w efekcie sprowadzałoby się to do skreślenia któregoś z wymienionych. Czwórka, o której mówię, ma obecnie do zaoferowania więcej niż on, chodzi mi między innymi o dużą rutynę w grze o wielką stawkę. Jemu tego brakuje, nie jest także graczem pierwszoplanowym w klubie. Niemniej, jeśli ktoś pokazuje się świetnie w sezonie ligowym, to przecież jest oczywiste, że będę brał go pod uwagę przy powołaniach. W reprezentacji potrzeba mi zawodników, którzy pokazują nie tylko jakość sportową, ale również mogą wnieść doświadczenie w międzynarodowej rywalizacji. Nikogo jednak nie wykluczam, na tym polega proces selekcji, stałego obserwowania i monitorowania postępów potencjalnych nabytków kadrowych. Każdy młody gracz ma szansę się wykazać. Co roku staram się dawać szansę zawodnikom wchodzącym do drużyny narodowej, szczególnie w początkowej fazie sezonu, w pierwszych turniejach Ligi Narodów. Nie mówię, że to bardzo dużo, ale spędzenie przez nich w reprezentacji nawet miesiąca pozwala mi wystarczająco dobrze im się przyjrzeć i nabrać pewności czy się nadadzą. I jak zwykle, niektórych w przyszłym roku nie zobaczymy, ale pojawią się też nowe twarze.