Tomasz Wójtowicz

i

Autor: Andrzej Iwańczuk/REPORTER

Ryszard Bosek wspomina przyjaciela

Piękne słowa o Tomaszu Wójtowiczu. „Zawsze walczył, ale w chorobie był najwaleczniejszy”

2022-10-25 9:48

– Gdyby na świecie byli tylko tacy ludzie jak Tomek, nie byłoby wojen – tak zmarłego Tomasza Wójtowicza wspomina w rozmowie z „Super Expressem” Ryszard Bosek, partner ze złotej drużyny Huberta Wagnera z lat 70. Legendarny siatkarz zmarł w poniedziałek 24 października na raka trzustki w wieku 69 lat.

Urodzony 22 września 1953 roku w Lublinie Wójtowicz był mistrzem olimpijskim z 1976 roku z Montrealu i mistrzem świata z 1974 roku z Meksyku. I mimo młodego wieku – podporą słynnej ekipy trenera Huberta Jerzego Wagnera, która nie miała sobie wtedy równych. Uważano go w latach 70. za najwybitniejszego siatkarza na świecie. W 2002 został pierwszym Polakiem, którego nazwisko umieszczono w Galerii Sław siatkówki (Volleyball Hall of Fame) w amerykańskim Holyoke.

Tomasz Wójtowicz nie żyje. Legenda polskiej siatkówki przegrała walkę z rakiem

Do reprezentacji Polski trafił z Avii Świdnik, grał w Legii Warszawa, osiem lat spędził w klubach włoskich, ma na koncie m.in. Puchar Europy z Parmą w 1985 r. 325 razy wystąpił w koszulce z orzełkiem na piersi. Cztery razy zdobył wicemistrzostwo Europy. W ostatnich latach komentował mecze siatkówki na antenie telewizyjnej. Od kilku lat chorował na raka trzustki. Jeszcze rok temu wydawało się, że rokowania są nie najgorsze, badania nie wykazywały pogorszenia, chociaż Wójtowicz musiał się poruszać przy pomocy chodzika. Niestety, choroba zaatakowała ponownie i chemioterapia nie była już skuteczna. Szukano nowych metod leczenia, ale było za późno.

Polska siatkówka opłakuje śmierć Tomasza Wójtowicza. Poruszające słowa fanów i dziennikarzy

Wójtowicz w ubiegłym roku tak opowiadał „SE” o walce z chorobą: – Ducha walki mam zakodowanego od lat, jeszcze z czasów uprawiania siatkówki, biliśmy się przecież w drużynie narodowej o najwyższe trofea nie raz w trudnych pięciosetowych meczach, które trzeba było wygrać. Ja sobie mówię, że teraz też toczę pięciosetówkę, w której zamierzam pokonać nowego, groźnego przeciwnika, jaki stanął naprzeciwko mnie. Będzie ciężko, ale pomoże mi zaprawienie w bojach. Mam nadzieję, że ten ostatni punkt przyjdzie wkrótce. W przeszłości bywało tak nie raz. Wiem jak to się robi – zapewniał nas słynny siatkarz.

– Jego podejście do całej sytuacji było niezwykle optymistyczne, walczył do końca. Jak przez całe życie był waleczny, to w tej chorobie był najwaleczniejszy – zapewnia „SE” Ryszard Bosek, wspominając kolegę. – Choroba go zaskoczyła, a kto wie o raku więcej, zdaje sobie sprawę, że to jest zawsze niespodziewane – dodaje Bosek, który sam walczył z nowotworem przed paroma laty.

– Nie chciałem za często do niego dzwonić, bo by wyszło tak jak kiedyś w mojej chorobie, kiedy koledzy wydzwaniali jakby chcieli sprawdzić czy jeszcze żyję... – opowiada Bosek. – Ale nie raz rozmawialiśmy, miał twardą głowę, aż mnie dziwiło jak był pozytywny, zresztą tak jak w życiu. To dlatego był wyciszony i spokojny, bo miał specyficzne, filozoficzne podejście do życia. Na zasadzie, że nie ma się co denerwować i przejmować, tylko należy je przeżyć jak najlepiej. Jeszcze ostatnio szukaliśmy kolejnych możliwości leczenia w Gliwicach, gdzie ja miałem doświadczenia, ale było już za późno, by pomóc.

Zaksa ma kłopoty w PlusLidze. „Są tacy, co chcieliby już zwolnić trenera”

Kiedy półtora roku temu opinia publiczna dowiedziała się więcej o walce Wójtowicza z nowotworem, Bosek był jednym z pierwszych kolegów z drużyny Wagnera, którzy udzielali mu wsparcia.

– To było tak, że nikt z chłopaków nie palił się, by do niego dzwonić, bo nie wiedzieli jak rozmawiać o chorobie. Wysłali mnie, bo ja zdawałem sobie dobrze sprawę, co to rak – przypomina dzisiaj Bosek. – Jak ktoś to przeżył, to wie, że trzeba dawać energię, by się bić, bo zostaje tylko walka. A z tego co wiemy, rak trzustki oznacza wyrok w ciągu kilku miesięcy. Tymczasem Tomek walczył i przeżył kilka lat z fatalną diagnozą. Pozytywny duch walki liczył się u niego, taki był w życiu i w sporcie. Za wcześnie odszedł... Możemy się z tym godzić lub nie, ale piękne chwile, które przeżył, pozostaną w pamięci. Zostanie jednym z największych.

Kibice nagrywali zboczone filmiki z siatkarkami. Teraz będą za to karani

Tomasz Wójtowicz dołączył do zespołu Wagnera nieco później niż reszta, był młodszy od pozostałych zawodników. Gdy Biało-Czerwoni wywalczyli złoto mistrzostw świata w 1974 roku, miał tylko 21 lat. Od razu jednak starsi gracze go polubili i zaakceptowali w grupie. Bosek wyjaśnia dlaczego.

– Jego wejście do zespołu było tak naturalne jakby grał z nami od samego początku – przypomina sobie. – To ze względu na jego charakter, bo nigdy się nie wynosił, chociaż przecież od razu było widać, że to gracz wybitny. Zawsze był częścią drużyny, a dzięki jego spokojnemu usposobieniu można o nim mówić: „cichy morderca”. Nigdy nie próbował dawać odczuć, że jest lepszy, jak nawet takie tematy się zaczynały, od razu je ucinał.

Słynna siatkarka przeżywa katusze z powodu hejtu. „To kilku kretynów”

Wójtowicza nazywano „Legendą”. – Tak, ale ona była skromna i cicha, bo przyjmował to z wielkim dystansem, tylko tak z zupełnym spokojem patrzył na tych, co tak twierdzili. Gdyby ludzie mieli takie charaktery jak Tomek Wójtowicz, na świecie nie byłoby wojen – podkreśla Bosek.

I podsumowuje: – Z siatkarzy, których miałem okazję oglądać przez te wszystkie lata, Tomek pozostał najlepszy na świecie. Wszystko przychodziło mu z łatwością. Miał wrodzony talent, coś, czego nie da się nauczyć.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze