Po rozbiciu rywala na wyjeździe 3:0 rzeszowianie potrzebują w swojej hali ledwie dwóch wygranych setów. One zapewnią im ostateczny triumf, a polskiej siatkówce – pierwszy w historii męski Puchar CEV. – Recepta na sukces? Przystąpić z pełną koncentracją do rewanżu, zapomnieć o pierwszym meczu w Niemczech i nie myśleć o wygraniu dwóch setów lecz trzech, bo tak się zwycięża w siatkówce – mówi „Super Expressowi” prezes Asseco Resovii Piotr Maciąg. – To tak jak podejście do egzaminu: jeśli się nauczysz na trójkę, to możesz oblać, ale jeśli przygotowałeś się na pięć, rośnie szansa na pozytywną ocenę.
Ten siatkarz kadry za chwilę pobije niesamowity rekord. Norbert Huber robi co chce nad siatką
Ta nagroda jest bardzo niska
Nagroda za zdobycie drugiego co do ważności siatkarskiego pucharu w Europie to 80 tysięcy euro, co można określić jedynie jako europejską jałmużnę. Ta równowartość 345 tys zł nie pokrywa nawet wszystkich wydatków na zagraniczne wojaże drużyny.
Porównajmy szybko z piłką nożną i drugim poziomem rozgrywek europejskich: 210 tysięcy euro otrzymuje się – uwaga! – za remis w fazie grupowej Ligi Europy...
To stały obrazek w europejskich pucharach siatkarskich, w których jedynie dojście do półfinału Ligi Mistrzów może skutkować ewentualnie zwrotem poniesionych kosztów, a dopiero gra w finale LM wiąże się z zarobkiem. W pozostałych odsłonach pucharowej rywalizacji na Starym Kontynencie nagrody są żenująco niskie.
Niedawny triumfator Pucharu Challenge – Projekt Warszawa – wzbogacił się o ledwie 50 tys euro premii. To suma zbliżona do tej, jaką za Puchar Polski zainkasował niedawno Aluron Zawiercie.
– To temat przewijający się od wielu lat – przyznaje prezes Maciąg. – Europejska Konfederacja Siatkówki (CEV) od strony ekonomicznej nie potrafi sprzedać tych rozgrywek. Mimo że wyniki oglądalności siatkówki i piłki nożnej są podobne, to jednak wpływy są nieporównywalne. 80 tysięcy za triumf pucharowy to oczywiście nie jest duża kwota.
Siatkarze Resovii zarobią więcej niż Projekt Warszawa, ale to nadal jedynie europejska jałmużna
Siatkarze z Rzeszowa w rywalizacji europejskiej w tym sezonie (najpierw grali w Lidze Mistrzów, potem przeszli do CEV Cup) odbyli pięć podróży zagranicznych: do Słowenii, Francji, Włoch, Turcji i Niemiec.
To już koniec Chemika Police?! Dotychczasowy sponsor zrezygnował, oficjalny komunikat
– Każdy wyjazd na mecz za granicą, co oznacza zwykle trzydniowy pobyt, to w zależności od kraju wydatek 100–150 tysięcy złotych – wylicza prezes Asseco Resovii. – A przecież na klubach spoczywają wszelkie koszty, począwszy od transportu i hotelu, przez diety przyjeżdżających do nas oficjeli, a kończąc chociażby na organizacji wtorkowej dekoracji, bo za nią też my płacimy. Jest tutaj ogromna przestrzeń, by zrobić postęp. Po zakończeniu pucharów warto powalczyć o reformy i lepszą organizację tych rozgrywek, mogą tu odegrać rolę najsilniejsze ligi jak polska czy włoska, które jednak mają małe przełożenie w CEV. Piłka nożna jest na innym poziomie organizacji, także dlatego, że jeśli coś tam wygrasz, odczujesz to i zarobisz. To przykre, że finanse w siatkówce wyglądają w taki sposób – nie ukrywa Maciąg.
Mogli sprzedać 10 000 biletów
Pieniądze za wyniki w Europie na pewno się więc nie zgadzają, ale sportowa wartość potencjalnego zwycięstwa pucharowego Resovii to jednak zupełnie co innego.
– To dla nas wielkie wydarzenie – podkreśla szef ekipy z Podkarpacia. – Mamy 4300 krzesełek w hali na Podpromiu, a moglibyśmy sprzedać bez problemu dwa razy tyle biletów, nawet 10 tysięcy. Rzeszów czeka na ten sukces, podobnie jak polska siatkówka.
– Szykuje się wielkie święto tej dyscypliny na skalę ogólnopolską – zapowiada prezes Maciąg. – Prestiż jest duży, Resovia nigdy nie wygrała europejskiego pucharu, a zespołów polskich, które tego dokonały, też nie jest zbyt wiele. Niesamowite byłoby, gdyby trzy polskie kluby zgarnęły wszystkie trzy puchary europejskie w tym sezonie i są na to widoki, ale tonujmy nastroje, trzeba w tym celu zrobić jeszcze kilka kroków – podsumowuje szef Resovii.
Listen on Spreaker.