– Jak wyglądały ostatnie dni z pańskiej perspektywy i czy są lepsze wieści?
– Spałem może z dziesięć godzin w ciągu poprzednich trzech dób. Zachowujemy pokorę wobec żywiołu i tego, co się wydarzyło, ale na teraz mamy takie informacje, że jest coraz mniej wody spuszczanej ze zbiorników do Nysy. Według tego, co ja wiem, miasto pomału zaczyna łapać oddech, tak przynajmniej wynika z ostatnich docierających wiadomości. Dzwoniłem do władz miasta, okazuje się, że Jeziora Otmuchowskie i Nyskie mają rezerwy, zrzut wody z jeziora Nyskiego na Nysę Kłodzką jest zmniejszany.
– Z tego, co widzieliśmy, całe miasto poszło ratować wały, w tym przedstawiciele Stali Nysa.
– To było całkowicie spontanicznie. Niektórzy robią z nas bohaterów, a przecież to był normalny odruch. Szykowaliśmy się na przyjście fali po informacji, że wały są zagrożone. Zebraliśmy się w naszej hali. Przygotowaliśmy zakupy, żeby przeżyć dwa, trzy dni. Dostaliśmy informację, że wał pęka tak, że hala nawet może być zalana, że mogło by na niej być nawet dwa metry wody. Wszyscy poszliśmy na wał, było nas tam wielu, nie tylko kilku widocznych na zdjęciach, ale i dużo pracowników Stali Nysa. Pracowaliśmy do trzeciej, czwartej w nocy. I chyba się udało. Teraz się budzimy, kontaktujemy ze sobą, wszyscy z drużyny są bezpieczni. Czekamy na dalsze instrukcje. Nasza drobna cegiełka oraz wkład wszystkich mieszkańców biorących w tym udział sprawiły, że chyba uratowaliśmy te wały.
Najnowsze wieści o zdrowiu Bartosza Kurka. Został dłużej w szpitalu, Anna Kurek zdradziła szczegóły
– W pewnym momencie władze miasta apelowały o ewakuację.
– Było zalecenie ewakuacji, ale jak poszliśmy na wał, zobaczyliśmy kilka tysięcy ludzi walczących z żywiołem. Wielu ludzi transportowało worki z piaskiem, łącznie z naszymi sponsorami, którzy udostępnili swoje auta. Kiedy na jednym z miejsc na wale, bardzo zmiękczonym, trzeba było przetransportować worki na 500 metrów, to samochody nie mogły wjechać i ludzie utworzyli po prostu szpaler i podawali sobie je z rąk do rąk. Tam było z tysiąc osób. Wszyscy chcieli pomagać. W naszym klubie zatrudniamy z osiemdziesiąt osób, z czego połowę przyjezdnych i wszyscy się zaangażowali. Nikt nie opuszczał Nysy, tylko wszyscy o nią walczyli.
– A jak wygląda teraz wasz plan dotyczący powrotu do funkcjonowania w PlusLidze?
– Przede wszystkim chcę serdecznie podziękować całej siatkarskiej Polsce za słowa wsparcia i chęć pomocy. Odczuliśmy olbrzymią solidarność. Nie nadążaliśmy odbierać telefonów i odpisywać na maile, także dlatego, że w pewnym momencie wyłączono nam prąd i oszczędzaliśmy energię. Staramy się wrócić do normalności, na razie w hali jest jeszcze polowy szpital, ale chcemy ją uprzątnąć i mamy wielką nadzieję powrócić w środę do treningów.