„Super Express”: – Nie miał pan obaw przed meczem z Aluronem, skoro trzy dni wcześniej zespół nie błyszczał w PlusLidze?
Piotr Szpaczek, prezes Zaksy: – Przyznam, że zdarzają nam się w tym sezonie gorsze mecze, ale ja zawsze wierzę w tych zawodników i w drużynę. I będę w nich wierzył do końca. Nawet jak mamy słabsze chwile, to jesteśmy ze sobą na dobre i złe. Wierzyłem, że wygramy.
– Wiele elementów zagrało w Zaksie w starciu z zawiercianami. Który był najważniejszy?
– Zaksa to tak doświadczona drużyna, z tyloma sukcesami na koncie, że potrafi się mobilizować w ważnych momentach. Nie chcę wskazywać na jeden aspekt, bo kogoś bym pominął. Na pewno w godne ręce Łukasza Kaczmarka trafiła statuetka MVP. Jesteśmy dumni, że zagrał takie zawody. Gratulacje dla niego, ale przede wszystkim dla całego zespołu.
– Nie martwi pana, że Zaksa w tym sezonie nie jest stabilna jak skała, do czego przyzwyczajała w poprzednich latach?
– Od kiedy jestem na tym stanowisku, zawsze podkreślam, że nic nie jest w stanie złamać mojej wiary w chłopaków.
– Będąc dwa sety od ćwierćfinału, wybiegacie powoli w przyszłość i spoglądacie, co może was czekać w kolejnych etapach?
– Od wielu lat Zaksa gra o trofea. Zrobimy wszystko, żeby wystąpić także w tym roku w finale każdych rozgrywek, mistrzostw Polski, Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. W tym ostatnim jesteśmy najbliżej. Te cele są dopiero przed nami, nie koncentrujemy się na nich już dzisiaj, bo najpierw czekają nas kolejne mecze ligowe i pucharowe. Stawiamy małe kroczki, najpierw liczymy na udział w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, potem zastanowimy się nad kolejnymi przeciwnikami.
– Drabinka Ligi Mistrzów układa się tak, że jeśli awansujecie do ćwierćfinału, dojdzie do powtórki z finałów 2021 i 2022 z Itasem, a ewentualnie potem do pełnej podtekstów rywalizacji z Perugią, ze starym znajomym w składzie...
– Aż tak daleko nie wybiegam, ale mogę powiedzieć jedno: na pewno byłoby miło spotkać się z Kamilem Semeniukiem po drugiej stronie siatki.
– Bardzo dużo wniosło dołączenie do Zaksy Bartosza Bednorza. Jak widzi pan jego rolę?
– To klasowy siatkarz. Rozegrał mnóstwo ważnych meczów w najmocniejszych ligach świata, to jest bagaż doświadczeń nie do przecenienia. Poza tym to niezwykle pozytywny chłopak, jestem szczęśliwy, że jest z nami, szybko się zaaklimatyzował i dobrze się tu czuje. Oczywiście kontraktując go liczyliśmy na to, że bardzo pomoże zespołowi w osiągnięciu celów, o których już mówiłem. Z nim w naszej ekipie wszystko idzie w dobrym kierunku.
– To był brakujący element układanki?
– Nie mogę tak mówić, bo Adrian Staszewski i Wojtek Żaliński są bardzo dobrymi graczami i wykonywali na tej pozycji swoją robotę. Jasne, że bywało różnie, jak to w sporcie. Nie ma drużyn, które wygrywają wiecznie. Gdybym jednak twierdził, że Bednorz jest brakującym elementem, to stawiałbym tych chłopaków w złym świetle. Każdy zawodnik jest tak samo ważny, jedni zdobywają więcej punktów, drudzy mniej, ale wszyscy wylewają pot i krew na treningach. To jest rodzina, bez jej jedności nie byłoby tego, co mamy teraz.