Hotel siatkarzy Mercure Roma West jest umieszczony praktycznie poza Rzymem, na południe od miasta, godzinę jazdy komunikacją miejską od centrum, ale blisko hali PalaLottomatica, kilkunastotysięcznej areny zbudowanej na igrzyska w Rzymie w 1960 roku. Siatkarze są ze sobą od półtora miesiąca, bo wtedy zaczeło się zgrupowanie w Zakopanem, potem był Memoriał Wagnera, a później wyjazd do Włoch na ME. Turniej trwa od końca sierpnia, a kończy się po blisko trzech tygodniach zmagań wielkim finałem Włochy – Polska w sobotę 16 września o 21.00.
Polacy występowali w dwóch krajach i trzech miastach: Skopje, Bari i Rzymie. Mogą mieć już siebie nawzajem dość, ale Tomasz Fornal uspokaja – tak źle wcale nie jest.
Huber wyjaśnia swoje zachowanie po półfinale ME. „Szukałem zaczepki z sędzią”
– Turniej jest rozciągnięty, jest dużo lotów, hoteli, zmian miast, w związku z tym jest wymagający, jeśli chodzi o sferę psychiczną. Jednak zostały dwa dni, kilkadziesiąt godzin. Każdy z nas jest na tyle doświadczonym zawodnikiem, majmy fajną grupę ludzi, którzy się bardzo dobrze dogadują, że nie musimy uciekać, żeby na siebie nie patrzeć. A sądzę, że jak uciekniemy, to i tak w większości w grupach... – przyznaje Fornal. – Bardziej chodzi o to, żeby wyjść na pizzę, makaron i wrócić na trening, który będzie o 19. To nie będą ciężkie zajęcia, trzeba zaserwować ze trzy razy, poruszać się i być gotowym na sobotni finał – opisuje nasz przyjmujący.
Fornal lubi zjeść prawie wszystko. Z jednym wyjątkiem
Co lubi zjeść Fornal? – Gdybym tu zamówił pizzę z ananasem, to mogliby mnie zdzielić... – śmieje się nasz siatkarz. – Wybieram raczej prostą wersję z szynką i pieczarkami, choć czasami zjem hawajską, nie mam z tym problemu. Wiem, że to jest temat tabu, nie powinno się w ogóle odpowiadać na takie pytania. Ze mną jest tak, że bardzo dużo rzeczy lubię i ciężko mi znaleźć coś, czego bym nie chciał jeść. Poza cebulą, której nienawidzę – przyznaje.