„Super Express”: – Ten sezon będzie dla pana łatwiejszy niż poprzedni, bo w 2022 roku poznał pan dobrze nasze realia, zawodniczki i całą otoczkę polskiej siatkówki?
Stefano Lavarini: – Ja bym jednak określił ten rok jako trudniejszy. W poprzednim sezonie zrobiliśmy pierwsze wspólne kroki i jestem z nich zadowolony. Widzimy jednak wszyscy, że szczyt, na który chcemy się wspiąć, jest wysoki. Nabraliśmy doświadczenia, dziewczyny znalazły motywację, dobrze się poczuły, ale zdają sobie sprawę, że czeka je wciąż sporo pracy. Trzeba się jej poświęcić nawet w większym stopniu niż rok temu. Z drugiej strony, mam przeświadczenie, że wiele z tego, co już zrobiliśmy, zadziałało, że punkt wyjściowy obecnie jest inny, lepszy, że rozumiemy się lepiej, nie musimy tracić czasu na wzajemne poznawanie się.
– Nad którymi elementami przede wszystkim musi pan z kadrą popracować?
– By zachowywać wysoki poziom, trzeba pokazywać stabilność i konsekwencję w grze. Jeśli chcemy zrealizować cele, to wiadomo, że musimy także zwracać uwagę na zachowanie wysokiego miejsca w rankingu FIVB. A to pociąga za sobą walkę o jak najlepsze wyniki w każdym meczu. Można powiedzieć, że wisi nad nami miecz, który przypomina wciąż o tym, jak ważny jest każdy rezultat. Regularność w grze będzie dla nas kluczem. Trzeba znaleźć właściwą równowagę pomiędzy wszystkimi aspektami siatkarskimi, z naciskiem na pierwszą akcję po przyjęciu zagrywki. To, w połączeniu z atakiem oraz systemem blok-obrona, ma charakteryzować ten zespół. W praktyce nie możemy pozwolić sobie na odpuszczenie czegokolwiek, jeśli chodzi o styl gry reprezentacji.
– Czy jest coś, czego panu brakowało w grze kadry w poprzednim roku, a nad czym teraz chciałby pan szczególnie się skupić?
– Moja praca polega na doskonaleniu wszystkich aspektów. Nie ma rzeczy mniej lub bardziej ważnej. Nie chcę też zastanawiać się nad tym, czego mogło polskiej drużynie brakować. Wolę inne podejście: wykorzystywanie pełnego potencjału, jakim dysponujemy. Przypomina mi się to, co kiedyś powiedział Alex Zanardi, słynny włoski kierowca, który stracił w wypadku obie nogi, a potem nadal startował w wyścigach: „Kiedy wybudziłem się po wypadku, nie zastanawiałem się czego mi brakuje, lecz co wciąż mam”. Ja podchodzę do pracy z siatkarkami w taki sam sposób.
Małgorzata Glinka o kadrze Lavariniego: Widać, że im się chce, niech tego nie popsują
– Wspomniał pan jak ważny jest ranking światowy, bo jeśli nie uda się awansować na igrzyska z kwalifikacji, on może dać w przyszłym roku przepustkę olimpijską. Nie obawia się pan, że myślenia o każdym punkcie będzie za dużo, że za bardzo będzie to wam chodzić po głowach i przeszkodzi w koncentracji na samej grze?
– Z jednej strony czeka nas w Polsce impreza kwalifikacyjna w mocnej obsadzie, z drugiej nie możemy uznać, że awans mamy w kieszeni, bo gramy u siebie i będziemy mieli pewną przewagę. Nie można stawiać wyłącznie na szansę otrzymania przepustki olimpijskiej z turnieju, musimy dzień w dzień pracować na naszą pozycję światową. To również zwiększy szanse gry w Paryżu za rok, a poza tym wzmocni nas przed samymi kwalifikacjami. Czekanie jedynie na to, co przyniosą kwalifikacje, nie byłoby zbyt rozsądne z naszej strony. Podsumowując, w kontekście awansu olimpijskiego kwestię miejsca Polski w rankingu uznaję za niezwykle ważną, o ile nawet nie ważniejszą od startu w pojedynczym turnieju kwalifikacyjnym.
Karol Kłos dosadnie o polskich kibicach. Musiał to napisać, określił ich jednym słowem
– Czyli często będzie pan miał w tym roku kalkulator w dłoni, by liczyć, jakie zyski mogą przynieść poszczególne mecze w klasyfikacji?
– Nie mam takiego zamiaru, nie dam się ponieść szaleństwu sumowania każdego punkciku rankingowego. Jednak będę chciał na każdym kroku podkreślać wobec siatkarek i kibiców wagę rankingu i każdego spotkania reprezentacji Polski. Nie możemy się oczywiście zatracić w myśleniu wyłącznie o miejscu na liście światowej, a porażki są częścią gry. Czasem nasza forma nie będzie wybitna, a po drodze mogą się zdarzyć choćby kontuzje, co zresztą już nam się przytrafiło. Wzloty i upadki są najzupełniej naturalne, musimy je tylko możliwie najmocniej ograniczyć.
Stefano Lavarini: Nie płakałem po ćwierćfinale. I nie chciałem, by dziewczyny płakały
– Kiedy pan zaczął pracę w tym roku, czuło się, że to już jest inna grupa, w sensie wewnętrznej chemii, atmosfery, po tym co działo się w poprzednim sezonie?
– Absolutnie tak. Po ubiegłym roku pojawiło się mnóstwo pozytywnych odczuć. Już na początku obozu w tym roku widziałem, że zaczynamy z zupełnie innego miejsca, Oczywiście od razu zastrzegam, że samo to jeszcze niczego nie przesądza i nie gwarantuje wyników, bo wciąż musisz na nie solidnie zapracować. Poczułem jednak pewien komfort, biorąc pod uwagę początkowy punkt, z którego ruszamy w ten sezon. Od razu widać, że nasz kontakt zmienił się na korzyść, informacje są wymieniane szybko, odzew zawodniczek bardziej bezpośredni. Możemy się skupić na robocie w lepszy sposób niż w 2022 roku.