W ostatnich tygodniach pojawiły się medialne plotki o zainteresowaniu Leonem ze strony klubów z wielu kontynentów. Polski Kubańczyk zabrał w końcu w tej sprawie głos. – Rozmowy na temat mojej przyszłości klubowej trwają. Nie podjąłem jeszcze decyzji w tej sprawie. To nie jest tak, że walczę tylko o pieniądze. Liczy się to, żeby wybrać jak najlepsze miejsce pod każdym względem. Dla mnie bardzo ważne jest, żeby grać tam gdzie komfortowo będzie się czuła moja rodzina i gdzie ja też będę się czuł bardzo dobrze – zapowiedział, cytowany przez portal plusliga.pl.
– Na ten moment jednak jestem za opcją, żeby grać w Polsce – podkreślił Wilfredo Leon, chociaż na przeszkodzie mogą stanąć finanse.
Milion czy pół miliona euro za sezon?
W Polsce najwyższe transfery to sumy dochodzące do pół miliona euro za sezon. Nieoficjalnie mówi się, że taki poziom może osiągać gaża francuskiego atakującego Resovii Stephena Boyera. Jednak Wilfredo Leon do tej pory był na zupełnie innej półce finansowej. Zarówno w Rosji, jak i ostatnio w Italii inkasował ponad milion euro za rok gry. Można spytać, kto miałby zapłacić mu takie pieniądze w Polsce.
Z drugiej strony, wartość Leona ostatnio na pewno nie rośnie, szczególnie gdy się weźmie pod uwagę, że ma swoje problemy z kontuzjami. W tym sezonie niemal nie grał, dopiero wraca do pełni zdrowia.
Włoski portal volleyball.it sugeruje, że najbardziej prawdopodobnym kierunkiem dla Wilfredo Leona może być Turcja. Wiadomo, że tam nie liczą się z wydatkami, są w stanie skusić zarobkami największe gwiazdy, takie jak Matt Anderson, reprezentant USA, czy Holender Nimir Abdel-Aziz, jeden z najlepszych atakujących świata.
W przypadku Leona, jak piszą Włosi, „ślady prowadzą do Turcji, bo tylko tam mogą sobie pozwolić na sfinansowanie jego kontraktu”.