– W najważniejszym momencie dla zespołu pokazuje jeszcze większą wartość sportową. To dobrze rokuje przed kluczowymi meczami – cieszy się w rozmowie z „Super Expressem” Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla, który jednak w pewnym momencie miał prawo się niepokoić spadającą dyspozycją swojego bombardiera. Francuz miał piorunujący początek rozgrywek, potem trochę spuścił z tonu.
– Byłem świadomy, że żaden sportowiec nie jest w stanie rozegrać całego sezonu na tak wysokich obrotach – komentuje Gorol. – Ten spadek formy na pewno był trochę niepokojący, ale liczyliśmy, że Stephen się odbuduje i w tej chwili to potwierdza. Nie patrzymy na to, co było.
Świetne statystyki Boyera
W PlusLidze Boyer wystąpił w tym sezonie w 34 spotkaniach, zaliczając blisko 14 pkt i ponad 2 asy na mecz, przy skuteczności w ataku powyżej 53 procent. Kiedy jastrzębianie rozpoczęli finał z Zaksą, moc Boyera znowu dała o sobie znać. Już w półfinale potrafił zaserwować osiem asów w jednym meczu. A w otwierającym walkę o złoto starciu z kędzierzynianami zdobył 14 pkt, posłał 4 asy i dostał tytuł MVP.
Przyszedł na świat w egzotycznym miejscu – na wyspie Reunion, zamorskim terytorium Francji położonym 700 km na wschód od Madagaskaru. Do Polski trafił w 2021 r., gdy w Jastrzębiu zakontraktowano jednocześnie trójkę francuskich mistrzów olimpijskich z Tokio.
Chociaż chodziły słuchy, że zdarza mu się sprawiać w klubach kłopoty wychowawcze, rodacy Ben Toniutti i Trevor Clevenot pomogli mu się zaaklimatyzować na Śląsku.
Zaksa w wielkich opałach! Nie miała wiele do powiedzenia z Jastrzębskim Węglem. 0:3!
Toniutti i Clevenot pomogli rodakowi
– Na pewno przydała mu się obecność kolegów z reprezentacji Francji, oni mają duży wpływ na zespół i na niego też – podkreśla prezes Gorol. – Nie ma z nim żadnych problemów. Nie jest to z pewnością typ człowieka, który wchodzi do nowego środowiska i od razu czuje się jak u siebie w domu, ale otrzymał wsparcie, czuł się u nas coraz lepiej. Jeśli chodzi o rzekome problemy dyscyplinarne, to one mogły być z nim wcześniej, znam to tylko z opowiadań, ja zresztą żadnych dochodzeń nie robiłem. Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa – zastrzega szef Jastrzębskiego Węgla.
To był dopiero pierwszy mecz finału, gra się do trzech zwycięstw i nikt jeszcze nie otrzymał medali, ale warty odnotowania jest fakt, że Jastrzębski Węgiel pokonał Zaksę, i to w sposób zdecydowany, po ponad pół roku od ostatniego triumfu. W październiku ub. r. podopieczni Marcelo Mendeza ograli kędzierzynian w Superpucharze, ale potem ulegli zarówno w lidze (dwa razy), jak i w finale Pucharu Polski. Czyżby przełamali klątwę w kluczowej chwili sezonu?
Prezes wytypował 3:0
– Troszeczkę się to wyolbrzymia – uważa prezes Gorol. – Jesteśmy trzeci raz z rzędu w finale PlusLigi. Dwa lata temu pokonaliśmy Zaksę, rok temu ona była górą. Rywal był dwa razy z rzędu lepszy w Pucharze Polski, my w Superpucharze. Dzielimy się trofeami. A jeśli mówimy o ubiegłorocznej Lidze Mistrzów, to byliśmy zdziesiątkowani, w poważnych kłopotach zdrowotnych. Dzisiaj nie sięgamy do historii, ważne jest to, co się zdarzyło w pierwszym meczu finału.
Gorol mówi jednoznacznie: – Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, czy Jastrzębski potrafi grać z Zaksą, to już ich nie ma. Ja w każdym razie, jako jeden z nielicznych w wewnętrznym klubowym typowaniu, mówiłem o wygranej 3:0 w pierwszym meczu. Powiedziałem to tylko w domu, ale mam świadków – zapewnia prezes.