Chrapkę na Wilfredo Leona miało przez ostatnie 10 lat wiele klubów całego siatkarskiego świata. On pozostał wierny dwóm zespołom. Przypomnijmy: w latach 2014–2018 Leon reprezentował barwy „galaktycznego” Zenitu Kazań, który nie miał sobie równych w Europie, a od 2018 r. do dziś jest siatkarzem Perugii. Oba te kluby zaoferowały polskiemu Kubańczykowi zarobki na poziomie znacznie przekraczającym milion euro za sezon.
W czasie występów w tych drużynach Leon przedłużał też co jakiś czas umowę. Dopiero po 10 latach gry w zagranicznych zespołach ma wrócić do ligi kraju, z którego wyruszył w sportowy świat i który został jego drugą ojczyzną – od 2015 r. ma polskie obywatelstwo, a od 2019 r. występuje w reprezentacji Polski.
Mocne słowa Aleksandra Śliwki w arcytrudnej sytuacji klubu. Czy Zaksa padnie w tym tygodniu?
Wydawało się, że w tamtym czasie drużyn PlusLigi zwyczajnie nie było stać na zaproponowanie mu kontraktu, który zjadałby większość budżetu przeznaczonego na zawodników. Bo – tak jak i obecnie w przypadku Bogdanki – w tym celu trzeba zaangażować zewnętrzne firmy sponsorujące umowę i gwarantujące wypłacalność. Także z tego powodu Leona tak długo nie oglądaliśmy w klubach nad Wisłą.
Andrzej Grzyb, były wieloletni menedżer Wilfredo Leona, człowiek, który go do nas sprowadził i któremu w dużym stopniu polska siatkówka zawdzięcza, że supergwiazdor reprezentuje dzisiaj biało-czerwone barwy, rzuca „SE” światło na to, jak polski rynek przymierzał się do pozyskania jego ówczesnego podopiecznego.
Mogli mieć Wilfredo za pół ceny
– Wątek jego ewentualnej gry w Polsce pojawił się po raz pierwszy, kiedy Wilfredo mieszkał dwa lata w Rzeszowie, był formalnie u mnie zatrudniony i trenował z młodzieżowymi grupami Resovii – wspomina Grzyb w rozmowie z „Super Expressem”. – Wtedy proponowałem go do Resovii za pół tej ceny, jaką oferowali za niego kontrahenci z Rosji czy Turcji. Resovia nie chciała się na to zdecydować, jakby nie dowierzała całej sytuacji. Dostali określony termin na podjęcie decyzji, do którego to momentu była otwarta opcja wzięcia Leona za połowę tej gaży, którą dawał kto inny. Ostatecznie odezwali się, ale po paru miesiącach, kiedy Wilfredo był już zaklepany w Rosji, a wtedy oferta oczywiście straciła aktualność – dodaje menedżer.
Minister Nitras mocno stawia na polską siatkówkę na igrzyskach w Paryżu. Naprawdę tak typuje!
Także w ostatnich latach, jak ujawnia Grzyb, były czynione pewne podchody pod Leona z Polski.
– Pojawiła się trzy lata temu oferta z Bełchatowa, którą wstępnie zaakceptował – przyznaje. – Skra miała wtedy przedstawić bardzo konkretne potwierdzenie, że ma zapewnione finansowanie kontraktu. Te środki miały pochodzić nie z klubu, lecz od sponsorów. Ponieważ jednak nie było pisemnych gwarancji, że zapewniają tyle i tyle w konkretnych umowach indywidualnych między siatkarzem a firmami, temat umarł śmiercią naturalną. I w sumie dzięki Bogu, że tak się skończyło, bo widzieliśmy, co się ostatnio działo w Bełchatowie.
A czemu w ogóle Leon po 10 latach siatkarskiej tułaczki chce osiąść w Polsce? Jaka jest opinia jego wieloletniego agenta?
– Moim zdaniem jednym z najważniejszych powodów powrotu Wilfredo do Polski jest wejście jego najstarszego dziecka w wiek szkolny (córka Natalia kończy w tym roku 7 lat – red.) – ocenia Grzyb. – Domyślam się, że chodziło o to, by miało stabilne warunki i dobrą polską szkołę, a nie tułało po różnych krajach.