Skra mogła po wygranej w poprzednim starciu i wyrównaniu stanu gry na 1–1 lekko naruszyć pewność siebie Zaksy, która nigdy do tej pory nie zawodziła w najważniejszych momentach kluczowych setów i meczów. Faktem jest jednak, że będąc parę razy pod ścianą w Lidze Mistrzów, kędzierzynianie umieli sobie radzić. Bełchatowski team poczuł jednak krew. W drugim meczu półfinałowym nie mógł zagrać libero Zaksy Paweł Zatorski, chociaż na parkiecie to nie wyglądało tak, że kędzierzynianie przegrali wyłącznie z tego powodu. Sami popełnili zbyt wiele błędów w stosunkowo prostych sytuacjach i brak czołowego libero na świecie nie powinna im tego zakłócić. – Skra zagrała najlepszy mecz przeciwko nam w tym sezonie, szczególnie w obronie – komplementował trener Zaksy Nikola Grbić. – Wydaje mi się, że zbyt wiele myśleliśmy o braku Zatorskiego. Nie robiliśmy tego, co powinniśmy, zwłaszcza w takich okolicznościach, jakie nastąpiły. Mam nadzieję, że odrobimy lekcję – nie ukrywał serbski szkoleniowiec.
Piękny gest w finale siatkarek. Krzysztof Krawczyk uhonorowany w wyjątkowy sposób
W niedzielnym meczu ponownie nie było na parkiecie Zatorskiego, którego wyeliminował uraz pleców i mimo starań fizjoterapeutów Kędzierzyna nie udało się go przygotować do gry. Zmiennikiem „Zatiego” był tak jak poprzednio Adrian Staszewski i znów nie zawodził. W pierwszym secie decydującej rozgrywki Zaksa prowadziła chwilami nawet 4 punktami, Skra wyrównywała przebieg gry po atakach i serwisach niezawodnego Dusana Petkovicia, ale gorąca końcówka (m.in. z kontrowersyjną decyzją odbierającą punkt gościom za rzekome podwójne odbicie Łomacza) należała do gospodarzy, prowadzonych przez skutecznego Aleksandra Śliwkę.
NIE ŻYJE legendarny siatkarz. Przegrał walkę z nieuleczalną chorobą
Mimo świetnego startu w drugim secie (5:2, 11:8), siatkarze Skry wpadli w dołek, gdy spadła skuteczność ich armaty numer jeden, Petkovicia. Serb wpadał w blok albo uderzał po autach, a takie prezenty Zaksa wykorzystuje błyskawicznie i wyszła na 2-punktowe prowadzenie. Wkurzony Petković próbował odgryzać się serwisem, ale gospodarze kapitalnie bronili najtrudniejsze piłki i kontrowali. Wygrywali 21:16, bo słabł w przyjęciu Milad Ebadipour, a Petković znowu zawodził. Doszedł blok Zaksy i znowu oglądaliśmy jednostronną siatkówkę w wykonaniu faworyta z Kędzierzyna, który wpadł w swój zabójczy rytm.
Jastrzębski Węgiel awansował do finału PlusLigi. Verva nie dała rady
Gracze Skry zaczęli coraz bardziej nerwowo rozglądać się wokół siebie. Na starcie trzeciego seta przegrywali 0:3. Próbował się koniecznie wstrzelić Petković, ale nie był w stanie powtórzyć takiego niesamowitego występu jak w poprzednim starciu. Zaksa zaczęła się rozpędzać, a dramatu Skry dopełniła kontuzja jednego z jej liderów Taylora Sandera, który skręcił kostkę opadając na bloku i został zniesiony z pakietu przy stanie 5:2 dla gospodarzy. Amerykanin ze łzami w oczach leżał za linią końcową. To może być dla niego koniec sezonu. Morale Skry od tego momentu siadło, Petković ponownie był blokowany, a trudno było wymagać od niedoświadczonego Mikołaja Sawickiego, by był pełnowartościowym zmiennikiem reprezentanta USA. Zaksa zdominowała resztę seta, wygrywała już nawet 13:7, a Skra próbowała odpowiadać, zmniejszała straty (nieco osamotniony Petković), ale było już zdecydowanie za późno na zmianę oblicza meczu.
– Była ogromna koncentracja po naszej stronie i wola walki – mówił Śliwka w Polsacie Sport. – Zmarnowaliśmy szansę w Bełchatowie, trochę nam to podcięło skrzydła. Ale byliśmy niesamowicie nakręceni. Nasza dyspozycja na zagrywce zrobiła dzisiaj różnicę.
MVP spotkania ogłoszono rozgrywającego Zaksy Bena Toniuttiego.