"Super Express": - Skąd ta wspaniała forma w tym sezonie? Świetne motocykle czy może coś innego?
Bartosz Zmarzlik: - Nie ma motorów, które same jeżdżą. Najważniejsze, że w moim teamie wszystko jest poukładane. Dzięki pomocy rodziców, brata Pawła, a także sponsorów, mam spokój i mogę spokojnie uprawiać żużel. Bez nich nie byłoby tych sukcesów.
- Tata jest twoim mechanikiem. Zdarzają się spięcia pomiędzy wami?
- Nie wyobrażam sobie mojego teamu bez najbliższych. Każdy wie, za co jest odpowiedzialny, doskonale wiedzą, czego oczekuję. Poświęcają dla mnie nawet swój prywatny czas, robią wszystko, żeby pomóc najmłodszemu w rodzinie. To wspaniałe uczucie. Bez takich rodziców nie byłbym tak pewny siebie psychicznie. Brat z tatą są w parku maszyn, a mama na trybunach ściska kciuki. Śmieję się, że rozumiemy się z mamą bez słów, bo mamy takie same charaktery. Z kolei tata i brat są oazami spokoju w rodzinie.
- Tomasz Gollob widzi w tobie wielką przyszłość polskiego żużla. To cię motywuje czy onieśmiela?
- I jedno, i drugie. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy dużo oczekują ode mnie i to mnie mobilizuje. Chcę być coraz lepszy, aby nie zawieść tych ludzi i samego siebie. A z panem Tomaszem jesteśmy w stałym kontakcie i wciąż wymieniamy się uwagami.
- Zawsze z wielkim szacunkiem wypowiadasz się o Tomaszu Gollobie. Mistrz zaproponował już przejście na "ty"?
- Powiedział, żebym mówił do niego, jak chcę. Ale mam dla niego wielki respekt, poza tym tak mnie wychowano, więc wciąż mówię do niego na "pan". Niektórzy może trochę się z tego podśmiewają, ale nie interesuje mnie to. To żadna ujma powiedzieć do mistrza "panie Tomku". Na dobrą sprawę to mógłby być moim ojcem, źle bym się czuł, mówiąc mu na "ty".
- Często dzwonisz do Golloba po radę?
- Pewnie! I nie wstydzę się tego. Co najmniej parę razy w miesiącu wymieniamy się uwagami i bardzo mi to pomaga. Dziękuję mu za to, jego rady są cenne. Podczas wspólnych treningów podchodził do mnie i mówił: "Nie, mały! To zrób tak, tamto ustaw inaczej". Dużo się od niego nauczyłem.