- Już tydzień przed walką miałem kontuzję. Odpuściłem nawet ostatnie sparingi, bo nie mogłem tą ręką uderzać. Wiedzieli o tym nieliczni. Nie chciałem tego mówić, bo prawda jest taka, że im mniej osób o tym wie, tym lepiej dla mnie. Naprawdę nie chcę jednak zwalać wszystkiego na kontuzję, bo ta walka była do wygrania - powiedział Szpilka po pojedynku z Wilderem.
Mama Artura Szpilki: Dziękuję Bogu, że Arturek żyje [TYLKO U NAS]
Jak przyznał sam pięściarz od 6. rundy musiał zmagać się z rosnącym bólem, bowiem właśnie wtedy niefortunnie trafił rywala w łokieć. Od tamtej pory praktycznie w ogóle nie uderzał lewą ręką, co mocno ograniczyło jego pole manewru w pojedynku o mistrzostwo świata - Wierzyłem w tę wygraną, ale to jest boks, jedna bomba i cała walka się kończy - dodał.
Według informacji portalu ringpolska.pl Szpilkę czeka teraz czteromiesięczna przerwa w treningach. Okazało się bowiem, że ręka jest złamana i Polak musi przejść operację. W związku z tym nie wiadomo, kiedy wróci do ringu, oraz kto będzie jego kolejnym przeciwnikiem.
"Szpila" przegrał z Wilderem przez nokaut w 9. rundzie po potężnym prawym sierpowym. Tym samym amerykański pięściarz obronił tytuł mistrza świata federacji WBC w wadze ciężkiej. Według ocen sędziów Polak do czasu przerwania walki przegrywał na punkty.