"Super Express": - Sobotni rywal jest od ciebie młodszy, ale mniej doświadczony. To będzie klucz to wygranej?
- Doświadczenie, umiejętności, szybkość, dynamika - to są moje atuty. Pasqua nie jest wirtuozem, to walczak. Idzie do przodu, ma szczelną gardę. Może ma też twardą głowę, zobaczymy.
- Walczysz w czerwcu. To dla ciebie chyba szczególny miesiąc?
- Tak. Moje dzieci mają wtedy urodziny - Maja kończy 7 lat, Jacek - 11. A ja 8 czerwca odchodzę dziesiątą rocznicę... ucieczki przed śmiercią. Zostałem pchnięty nożem i operacja uratowała mi życie.
- Uczcisz ten wyjątkowy miesiąc nokautem?
- Postaram się, a ewentualny nokaut będzie z dedykacją dla... "Super Expressu" i mojego idola - kick-boksera Marka Piotrowskiego.
- A po walce podobno wybierzesz się z żoną Martą na urlop.
- I to pierwszy od 9 lat. Do tej pory zawsze nam coś wypadało i nawet datę ślubu zmienialiśmy z powodu walki. Mieliśmy lecieć do Hiszpanii, jednak w końcu wybierzemy się nad polskie morze albo do Bułgarii. Więc najpierw chcę wygrać, a potem powygrzewać się na plaży.
- Ostatnio po każdej walce robiłeś sobie nowy tatuaż...
- W poniedziałek znów idę do studia tatuażu Azazel w Milanówku. Muszę dokończyć tatuaż, który zacząłem po poprzedniej walce - gladiatora, a także zrobić nowy. Jestem rodzinnym gościem, więc wytatuuję sobie napis na ręku: "Moją siłą jest rodzina" wraz z imionami dzieci i żony. Mówiłem, że już nie będę robił tatuaży, bo to... boli. Wolę dostać w mordę, niż gdy coś mnie szczypie (śmiech). Jeden raz jednak jeszcze wytrzymam.