"Super Express": - Wyleczyłeś już kontuzję prawej ręki, której doznałeś jeszcze przed ostatnią walką?
Robert Parzęczewski: - Ręka wyleczona, już nawet zapomniałem o tej kontuzji. Za mną owocny obóz przygotowawczy, zostało mi jeszcze do zrzucenia 3 kg i w sobotę ruszam po zwycięstwo.
- Musiałeś zmienić dietę przed debiutem w wadze super średniej?
- Nie, trenuję i jem tak, jak przed poprzednimi walkami. Współpracuję z trenerem personalnym, który wszystko mi dokładnie rozpisał. Wiem kiedy się nawodnić, kiedy odwodnić i jestem przekonany, że nie będę miał problemu ze zrobieniem wagi 76,2 kg, nie tracąc przy tym siły, kondycji, ani szybkości.
- Z kim sparowałeś?
- Zacząłem od sparingów z Tomkiem Gromadzkim, który również walczy w Katowicach. Pasowałem mu pod Mateusza Rzadkosza, z którym będzie walczył, a on pod względem wzrostu przypomina mojego rywala, Czudinowa. Później sparowałem z Jordanem Kulińskim, a w ostatnim tygodniu - z Geardem Ajetoviciem.
- Znów wystąpisz w walce wieczoru.
- Bardzo się z tego cieszę i jestem wdzięczny organizatorom. Nie ukrywam, że zależało mi na tym, ale nie naciskałem na promotorów, sami podjęli taką decyzję. To mnie dodatkowo mobilizuje i udowodnię, że to był dobry ruch.
- Jakiego Czudinowa się spodziewasz?
- Szykuję się na jego najlepszą wersję Czudinowa. Takiego, z czasów, gdy był tymczasowym mistrzem świata. Wiem, że to już inny zawodnik, niektóre walki kosztowały go wiele. Ale na pewno będzie lepszy niż w ostatnich walkach, bo teraz miał pełen okres przygotowawczy.
- Swego czasu głośno było o propozycji walki z Siergiejem Kowaliowem. Po pojedynku z Sękiem dostałeś wiele ofert?
- Były jakieś propozycje, ale skupiam się wyłącznie na najbliższej walce. Nie lekceważę Czudinowa, ale chcę nadal się rozwijać i walczyć z coraz lepszymi rywalami. Wiadomo, za granicą są lepsze pieniądze, ale myślę, że moi promotorzy są w stanie ściągnąć mi jeszcze ze dwóch solidnych rywali do Polski. Korci mnie walka o pas EBU, ale to na razie melodia przyszłości.
- Nie planujesz zmienić ringowego przydomku? Mateusz Borek zasugerował, że mógłbyś się nazywać "Pan nokaut".
- Coraz częściej myślę, żeby zrezygnować z tego "Araba", bo ta ksywa powstała jeszcze w czasach szkolnych. Więcej osób kojarzy mnie jako "Araba", a nie z nazwiska, a chciałbym, żeby było odwrotnie. "Pan nokaut"? W sumie pasuje, może tak zostać (śmiech).
- A wrócisz jeszcze do wagi półciężkiej?
- Będę mądrzejszy po walce z Czudinowem, ale na ten moment interesuje mnie waga super średnia. Najpierw chcę osiągnąć coś w tej kategorii, ale kiedyś być może wrócę do półciężkiej, jeśli np. po 30-stce będzie mi się ciężko zrzucało wagę.