Już w 1. rundzie pięściarze przypadkowo zderzyli się głowami. Z czoła Adamka poleciała krew, ale gorzej wyglądał Parzęczewski, bo nad jego łukiem brwiowym pojawiło się głębokie rozcięcie. Polak miał utrudnioną widoczność, bo do jego oczu cały czas napływała krew, ale mocno ruszył na rywala i choć jego ataki często były chaotyczne, nie raz trafiał Adamka. Jego tajną bronią były długie prawe proste, z którymi Czech kompletnie sobie nie radził.
W drugiej rundzie Parzęczewski właśnie po takim ciosie posłał Adamka na deski. Czech zdołał się otrząsnąć i w kolejnych rundach toczył wyrównany bój z Polakiem, ale co się odwlecze.
W 5. rundzie Parzęczewski tak palnął Adamka prawym prostym, że ten. wyleciał poza liny. Na szczęście nie wypadł z ringu, nawet podniósł się "na osiem", ale sędzia Arkadiusz Małek przerwał pojedynek. A wszystko to na oczach "prawdziwego" Tomasza Adamka, który przyleciał do Polski na przygotowania przed pojedynkiem z Kameruńczykiem Fredem Kassim (18 listopada w Częstochowie).