"Super Express": - Nie boi się pan o formę Kamila Stocha po tym, co stało się w niedzielę?
Adam Małysz: - Absolutnie nie. Jestem przekonany, że to tylko przypadek. Jego skok w niedzielnym konkursie nie był dobry, ale też nie na tyle zły, by miał wylądować na 108. metrze. Dostał za progiem mocny podmuch, wyniosło go wysoko, a potem "puściło".
- On sam jednak przypisywał niepowodzenie przede wszystkim błędowi.
- On ma taką klasę, że przyczyny szuka najpierw u siebie. Jest w wysokiej formie, bez problemu powinien polecieć 120 metrów lub więcej, nawet gdy popełnia błąd. Miał kiepskie warunki, a jego błąd nie był duży.
- Nie wiąże się to z błędami popełnionymi dwa tygodnie wcześniej w Bad Mitterndorfie?
- Nie wiązałbym tego. Tamte skoki na "mamucie" były spóźnione. A skok w Zakopanem nie tyle był spóźniony, ile za bardzo "otworzyła się" klatka piersiowa i wyleciał wysoko. Przy tylnym wietrze nie miał prędkości, by odlecieć. Sądzę, że jest obecnie w takiej dyspozycji, która pozwala walczyć o najwyższy stopień podium.
- Stefan Hula pechowo stracił w niedzielę podium. Stać go na pudło w tym sezonie?
- Ale czwarte miejsce jest przecież najlepsze w jego karierze. Był w trudnej sytuacji. Po raz pierwszy jako ostatni ruszał z belki w drugiej serii. Kilka razy byłem w tej sytuacji, więc wiem, co mówię (śmiech). Tym bardziej szkoda, bo Stefan to taka nasza perełka. Jego nie da się nie lubić. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Jak ochłonie, to będzie wiedział, że może wskoczyć na podium.
- Martwi za to słaba dyspozycja Piotra Żyły. Zdąży się odbudować na igrzyska?
- Na treningach wyniki Piotrka są świetne. Na imitacjach przed konkursami skacze takie "bomby", że matko jedyna. Nigdy nie był w takiej formie "na sucho". A w zawodach się spina. Chce, ale mu nie wychodzi. Jednak wierzę, że się podniesie.
Ewa Bilan-Stoch i Marcelina Hula, czyli ukochane naszych skoczków [ZDJĘCIA]