Przypominam sobie Igrzyska Olimpijskie w Nagano (1998) na których byłem jako wysłannik "Super Expressu". Wtedy też naszą największą nadzieją był Adam Małysz. Pierwszy konkurs i kompletna klapa - dopiero 51. miejsce.
"Redaktorze, chyba zrobiłem błąd. Skakałem w nowym kombinezonie. Źle się w nim czułem. Powinienem założyć ten stary, połatany" - tłumaczył mi załamany Małysz po konkursie.
W drugim konkursie Adam skakał już w starym kombinezonie, z łatami. Efekt - 52. lokata. Znów tłumaczenia, dlaczego nie wyszło, wątpliwości, czy nie lepiej było pracować jako dekarz niż skakać... - Z taką chwiejną psychiką ten facet chyba już nic nie osiągnie - pomyślałem.
Zadziwiające jak Bóg kieruje losami ludźmi. Ten "chwiejny psychicznie Małysz" został gigantem polskiego sportu. A przy okazji zachował taką samą skromność jak po klęsce w Nagano.