Agnieszka Baczkowska, Stefan Horngacher

i

Autor: youtube.com/Polski Związek Narciarski, Andrzej Lange/Super Express

Wściekł się na nią Horngacher, Takanashi przez nią płakała. Agnieszka Baczkowska jest już w Polsce i porozmawiała z SE

2022-02-09 11:47

Agnieszka Baczkowska – dyskwalifikując pięć zawodniczek w konkursie miksta – stała się kolejną bohaterką skoków narciarskich na igrzyskach. Wkurzyła Stefana Horngachera, przez nią płakała wielka Sara Takanashi. Polscy kibice zaczęli tworzyć o niej memy. – Były ostrzeżenia przed konkursem. Chodziły plotki, że trenerzy na siebie wzajemnie donosili. A my tylko daliśmy sygnał, że kontrola będzie taka jak zawsze – mówi Super Expressowi.

Pani Agnieszka Baczkowska jest już w Polsce. W środowy poranek wylądowała i wciąż jeszcze nie wierzy, że tak potoczył się poniedziałkowy konkurs drużyn mieszanych. To przez jej kontrolę o medalu mogli zapomnieć Japończycy, Austriacy, Niemcy, Norwegowie. Za strój zdyskwalifikowane zostały: Sara Takanashi, Daniela Iraschko-Stolz, Katharina Althaus, Anna Odine Stroem i Silje Opseth.

Michał Skiba, Super Express: I została Pani gwiazdą internetu. Memy, wpisy, ogólnie mówiąc – szum.

Agnieszka Baczkowska: Starałam się nie sprawdzać internetu, ale słuchy oczywiście doszły. Od znajomych, od rodziny też. Ponoć była straszna burza. Nie wiem, jaki jest kontekst, dla mnie jest „za świeżo” bym to sama czytała. Muszę się od tego odciąć na chwilę. Mogę przypuszczać, że wypowiedzi na mój temat w krajach drużyn zdyskwalifikowanych nie są w dobrym tonie.

- W Polsce za to stała się pani ulubienicą kibiców.

- Widziałam kilka memów! Ale na razie tylko te fajne (śmiech). Żeby zobaczyć te niefajne, to pewnie trzeba otworzyć niemieckie portale…

- Poniedziałkowy konkurs drużyn mieszanych, to chyba był dla pani trudny dzień.

- Najtrudniejsze zawody w mojej dotychczasowej karierze, także emocje jeszcze nie opadły. I jeszcze jakiś czas nie opadną...

- Czy reprezentacje jeszcze się odzywają?

- Niestety nie wszyscy się pogodzili z zaistniałą sytuacją... jakieś tam rozmowy trwają cały czas...

Pekin 2022. Klątwa nad Mikaelą Schiffrin? Królowa stoków znów wypadła z olimpijskiej trasy

- Zapewne Niemcy, Japonka Sara Takanashi i Austriaczka Daniela Iraschko-Stolz?

- Jeśli chodzi o Japończyków, to oni nigdy nie narzekają, oni przyjmują na klatę swoje błędy, jeszcze za nie przepraszają. Z ich strony nie było i pewnie nigdy nie będzie żadnych problemów. Pozostałe kraje trochę trudniej godzą się z zaistniałą sytuacją. Próbują się dowiedzieć, co się stało, by wyciągnąć wnioski. Inni podchodzą emocjonalnie. Wiadomo, że każdy w takiej sytuacji przeżywa. 

- Czy w końcu trener Stefan Horngacher dotarł do Pani?

- Pan Horngacher się ze mną nie kontaktował

- Widziała Pani łzy Sary Takanashi...

- Widziałam, to są zawsze trudne historie. Emocjonalnie trudna praca. Od strony technicznej było łatwo wszystko zobaczyć, trudniej powiedzieć tym dziewczynom, że nie możesz powalczyć o medal, o wygraną, bo masz zły strój. Znam te zawodniczki od wielu lat i było mi trudno.

Nie mówimy tu o centymetrowym błędzie w stroju, tylko o dużych wartościach [mówiło się, że nawet 10 cm]. Im większy błąd, tym moje większe przekonanie.

Uroczy gest Dawida Kubackiego podczas ceremonii medalowej. Mistrz mu się po tym pokłonił

- Już pani słyszała słowa Stefana Horngachera, że urządziła sobie pani "kukiełkowy teatrzyk"...

- Rozumiem drugą stronę. Niemcy liczyli na medal i nie stracili go na skoczni, a przez dyskwalifikację. Staram się nie brać tych słów do siebie, ale czasami nie jest to możliwe. Jeżeli człowiek wykonuje swoją pracę prawidłowo, to niemiło słyszeć takie słowa. 

- A przecież Pani ostrzegała dziewczyny przed konkursem. 

- Były ostrzeżenia. Chodziły plotki, że trenerzy na siebie wzajemnie donosili. My daliśmy sygnał, że kontrola będzie prowadzona, w zasadzie tak jak zawsze, jeżeli ktoś ma problem, to może się do nas zgłosić, a my chętnie pomagamy. Ostatecznie to zawodnicy odpowiadają za swój sprzęt, a nie my. 

Tyle za brązowy medal olimpijski zarobił Dawid Kubacki

- To już widać było w obrazku, że to nie przejdzie…

- Mierzyć muszę zawsze! Nie mogę przekazać jury informację o złym stroju, bo w TV mi się nie podoba. Oczywiście oglądamy te transmisje, w pomieszczeniu mam podgląd, widzę w internecie. Zawsze reagujemy na czas, bo my nie możemy skontrolować 40 dziewczyn po pierwszej serii i 30 po drugiej. Zawodnicy również zmieniają kombinezony między seriami i to jest ich część gry w kotka i myszkę.

- To był najdziwniejszy konkurs w pani życiu?

- Na pewno. Ok, Słoweńcy byli faworytami, ale za nimi Rosja i Kanada. No Kanady, to już nikt się nie spodziewał. Myślę, że to był najdziwniejszy konkurs w moim życiu. Zdarzały się różne przypadki, ale pięć dyskwalifikacji – i to wśród najsilniejszych ekip – to coś. Słoweńcy mieli zagwarantowane miejsce na podium, ale następne dwie ekipy zyskały przez dyskwalifikacje innych. To oczywiście nie jest tak, że tylko te pięć dziewczyn było na kontroli, było też kilka innych. W tym Polka, ale wszystko było w porządku.

Najnowsze