- Pojechałam mocno od startu. Miałam zamiar jechać z największym zacięciem. Trochę ześlizgnęłam się przy skręcie i nie miałam dość miejsca, żeby poprawić błąd. Chciałam pojechać agresywnie i wybrałam bardzo agresywną i ryzykowna linię jazdy, ale zarazem najszybszą – skomentowała po konkursie.
Wygląda na to jakby nad amerykańską narciarką zawisła klątwa.
- Na gorąco powiem, że czuję się po tym naprawdę źle. To dość straszne. Dotąd ogół nie miewałam problemów z ukończeniem zawodów. Jestem w sytuacji, której dotąd nie znałam. Jestem bardzo zawiedziona (…). Zawiodłam siebie samą, zawiodłam ludzi wokół mnie. Prawda, że gigant i slalom to były moje największe szanse. Wielka praca wyszła na nic.
Teraz przyjdzie jej szukać nadziei w superkombinacji alpejskiej (rok temu wywalczyła w niej złoto MŚ, a cztery lata temu srebro igrzysk w Pjongczangu), w supergigancie (złoto MŚ 2019), ewentualnie w konkursie drużynowym.
- Przeżyłam już gorsze rzeczy w życiu i mam powody do optymizmu na dalszą część igrzysk. Sprawy wrócą do normy – pocieszyła się Amerykanka. - Mój partner [Norweg Aleksander Aamodt Kilde] zdobył tutaj brązowy medal. Ja miałam już trzy olimpijskie medale, leżą w szafie.
Złoty medal zdobyła 26-letnia Słowaczka Petra Vlhova. Zwycięstwo „królowej slalomu” to żadna niespodzianka – w tym sezonie wygrała pięć na siedem rozegranych slalomów Pucharu Świata i zapewniła już sobie małą Kryształową Kulę 2021-2022. Ale Petra zaimponowała wspaniałym atakiem na podium w drugim przejeździe. Pododnie jak Dawid Kubacki w miniona niedzielę – zajmowała ósmą lokatę po pierwszym akcie rywalizacji, ze stratą 0,72 s do prowadzącej Niemki Leny Duerr. Nadrobiła wszystko wjeżdżając na podium. Na najwyższy stopień.
Schiffrin nie miała szczęścia tego dnia. Vlhova zaczerpnęła go pełnymi garściami, bo czołowa trójka slalomu zmieściła się w przedziale 0,12 sekundy, ale to ona była szybsza o okamgnienie.