Gdy oceniamy pracę Stefana Horngachera z polskimi skoczkami momentami aż brakuje słów na to, co zdołał z nich wykrzesać. Bo praktycznie każdy z podopiecznych austriackiego szkoleniowca pod jego wodzą osiągnął zyciową formę. Maciej Kot i Piotr Żyła w poprzednim sezonie, Stefan Hula czy Dawid Kubacki w obecnym. Ten ostatni już kilkanaście miesięcy temu, gdy nasza kadra wygrywała drużynowe mistrzostwo świata w Lahti, był jej mocnym punktem. Ale dopiero teraz stał się obok Kamila Stocha jej prawdziwym liderem.
Co potwierdza w ostatnich tygodniach. Pod koniec 2017 roku w Oberstdorfie po raz pierwszy w karierze stanął na podium indywidualnego konkursu Pucharu Świata. W miniony weekend powtórzył to osiągnięcie - znów na niemieckiej ziemi był trzeci, tym razem w Willingen. O ile w poprzednim sezonie zwykle to o jego skoki drżeliśmy najmocniej przy okazji rywalizacji drużynowej, tak teraz jest zupełnie odwrotnie - gdy Kubacki siada na belce jesteśmy przekonani, że poleci daleko.
Od listopada zdarzył mu się tylko jeden konkurs PŚ, kiedy to wypadł z czołowej dwudziestki - na Kulm nie wszedł nawet do drugiej serii. Ale pozostałe występy to regularne miejsca w pierwszej dziesiątce lub na początku drugiej.
Nic więc dziwnego, że od pewnego czasu coraz chętniej i częściej stawia się go w roli czarnego konia zbliżającej się olimpiady. Kubacki to bowiem zawodnik, który nic nie musi, ale nieraz już pokazał, że dużo może. A w jego przypadku brak presji może okazać się kluczowy. Co ważne on sam jej na sobie nie wywiera. - Każdy sukces ładuje bardzo pozytywnie. Jestem zadowolony, ale też twardo stąpam po ziemi. Trzeba wziąć pod uwagę to, że ważne są kolejne dobre skoki, a nie to, co stało się wcześniej - tłumaczył w rozmowie z TVP po trzecim miejscu w Willingen.
Wygląda więc na to, że jeśli chodzi o niego - podobnie jak w przypadku m.in. Stefana Huli czy Piotra Żyły - najwyższa forma przyszła w najlepszym możliwym momencie. I jeśli w Pjongczangu Kubacki będzie skakał tak, jak do tego przyzwyczaił w tym sezonie, to przy odrobinie szczęścia może nawet zagrozić faworytom i samemu stanąć na olimpijskim podium.