Wielka popularność skoków narciarskich w Polsce zaczęła się od pamiętnego triumfu Adama Małysza w Turnieju Czterech Skoczni 2000/01. Później "Orzeł z Wisły" stał się jednym z najlepszych skoczków w historii, a na skoczni pojawili się jego następcy, którzy w dalszym ciągu święcą sukcesy. Duża w tym zasługa Apoloniusza Tajnera, który od 2004 r. zajął się Polskim Związkiem Narciarskim i zaprowadził w nim porządek. Najpierw jako sekretarz generalny, później kurator PZN z ramienia ministra sportu, a od lutego 2006 r. prezes związku. Funkcję tę piastował aż do zeszłego roku, kiedy jego następcą został były podopieczny - Małysz. Ich drogi od ponad 20 lat są niemal nierozerwalne, a wątek ten był jednym z tematów w trakcie piątkowego programu "Wieczorny Express". Tajner był gościem Iwony Kutyny i cofnął się pamięcią do samych początków, które były trudne.
Oczy wyszły Tajnerowi z orbit na widok horrendalnego rachunku
Turniej Czterech Skoczni, od którego się wszystko zaczęło, zapadł 69-latkowi w pamięć nie tylko ze względu na olbrzymi sukces. Z wygraną Małysza wiązało się wiele niecodziennych historii, takich jak niespodziewany telefon od ówczesnego prezydenta, Aleksandra Kwaśniewskiego. Ta historia z Bischofshofen była już znana, ale okazuje się, że w reprezentacji Polski działo się też podczas Sylwestra w Garmisch-Partenkirchen. Organizatorzy zorganizowali okolicznościowy bankiet w namiocie pod skocznią, na którym były obecne wszystkie reprezentacje. To tam Tajner wpadł na pewien pomysł.
- Od kilku miesięcy miałem pierwszy telefon komórkowy. Związkowy, z PZN. Wymyśliłem sobie, że od 23 zrobię zawodnikom niespodziankę i każdy wykręci sobie numer do domu. To wtedy naprawdę było wydarzenie, że ktoś dzwoni z Niemiec i nie musi być połączony żadnym kablem tylko trzyma coś w ręce. Każdy zawodnik porozmawiał z rodziną, do godziny 24 odbyło się chyba z 10 rozmów, również członków sztabu szkoleniowego. Potem przyszedł rachunek za telefon… Roaming to było chyba z 10 zł za minutę, łącznie wyszło ok. 3000 zł - opowiedział były trener Małysza. Ktoś musiał za to zapłacić, a pensja szkoleniowca Biało-Czerwonych nie była powalająca.
Tyle tak naprawdę zarabiał Apoloniusz Tajner jako trener Małysza
- Trzeba było za telefon zapłacić i chyba dwa miesiące czekałem na decyzję PZN, czy będę musiał sam to pokryć, czy oni zapłacą. Zarabiałem wtedy dokładnie 3900 zł brutto, więc był to poważny rachunek - przyznał wprost Tajner w "Wieczornym Expressie". Dla porównania, mówi się, że obecny trener reprezentacji Polski - Thomas Thurnbichler - zarabia ok. 10 tysięcy euro miesięcznie. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie współpraca Tajnera z Małyszem sprzed ponad 20 lat. Co ciekawe, wypłata legendarnego szkoleniowca w latach 2000-2001 była zdecydowanie wyższa od średniej krajowej, która wynosiła wówczas ok. 2000 zł. W galerii powyżej zobaczysz, jak na przestrzeni lat zmieniał się Apoloniusz Tajner.