– Michał Skiba: Jak podobały Ci się mistrzostwa Polski? Dla wielu kibiców były one zagadką. Podchodziło do nich z dużym niepokojem o formę najlepszych, może z wyjątkiem Pawła Wąska...
– Stefan Hula: Czy ja wiem, czy były zagadką? Można było się spodziewać, że o podium będą walczyli właśnie Paweł, Olek Zniszczoł. Ta piątka, która skończyła najwyżej. Dawid troszkę odpadł z rywalizacji. Z tego co wiem, to przez kiepskie warunki, ale ci nasi kadrowicze raczej byli pewni, że to będzie poziom na podium. Paweł był faworytem, wszyscy byli raczej zgodni co do tego. I nie zawiódł, wygrał zdecydowanie te mistrzostwa. Konkurs bardzo mi się podobał, szczególnie dlatego, że była piękna zimowa sceneria, w końcu mamy tu dużo śniegu. Trochę wiatr przeszkadzał, ale na szczęście nie na tyle, żeby się nie udało tych zawodów przeprowadzić. Wyniki były fajne, inny zwycięzca...
– Symboliczny? Paweł sięgnął po pierwszy tytuł, jeszcze mocniej zaznaczył rolę nowego lidera w kadrze.
– Przeważnie to wygrywał Kamil, Piotrek, Dawid, a tutaj taka może niespodzianka, ale coś innego w końcu na tych mistrzostwach Polski. To bardzo cieszy. W tym sezonie Paweł się bardzo fajnie rozwinął, nabrał takiej pewności i spokoju, da się to nawet zauważyć w telewizji. Ten spokój bardzo bije od niego. Najfajniejsze jest to, że skoki, które w treningach czasem nie są takie na 100 procent, w momencie zawodów wyglądają u Pawła najlepiej. Są takie z pełnym przekonaniem, z bardzo dobrym nastawieniem i te najlepsze próby wychodzą wtedy kiedy trzeba.
– Paweł liderem w Zakopanem, skaczącym jako ostatni w konkursie drużynowym?
– Nie ma co ukrywać, jest teraz najlepiej skaczącym polskim zawodnikiem i jak najbardziej powinien tym liderem być.
– Dużo się teraz działo wokół Zakopanego, treningi, mistrzostwa Polski. To duża przewaga przed Pucharem Świata na Wielkiej Krokwi? Halvor Egner Granerud był kiedyś w super formie, ale się na niej męczył...
– Miał problemy, ale też niedawno w końcu tu wygrał. Dużo się teraz działo w Zakopanem, ale nie jestem taki pewny, czy to może jakoś bardzo pomóc. Na pewno jest to jakiś plus, jest się do przodu z tym, że skoczek jest bardziej "obskakany", ale patrząc tak historycznie, to my jako polska ekipa tylko raz wygraliśmy tam zawody drużynowe...
– Ale za to w jakim sezonie!
– Tak... To był sezon olimpijski. Zawsze jakoś tak się układało, że zajmowaliśmy albo drugie, albo trzecie miejsce, więc czy skocznia daje nam taki wielki bonus? Myślę, że nie. Najważniejsze zawsze jest to, czy się ma formę. Wtedy każda skocznia pasuje. Chyba, że, tak jak Halvorowi kiedyś faktycznie coś tam tak nie pasowało. Z reguły jest tak, że - nawet teraz na przykładzie Austriaków - jak jesteś w formie, to gdziekolwiek nie pojedziesz to skaczesz najlepiej.
– Czas na trudne wątki. Co jest nie tak z Piotrem Żyłą w ostatnim czasie?
– Ciężko powiedzieć wprost, nie jestem z nim na co dzień, ale tak jak widziałem te wywiady, wypowiedzi... Jakby Piotrek troszkę się pogubił, jeżeli chodzi o nastawienie na skoczni. On jest zawodnikiem, który umiał się super nastawić na zawody. Nawet czasami coś mu nie szło, to on i tak potrafił się zmobilizować, a potem w zawodach skakał bardzo dobrze. Brakuje tej mobilizacji. Myślę, że to jest kwestia tego, żeby coś przestawić troszkę jego w głowie. Trzeba pamiętać, że Piotrek miał kontuzję i przygotowania do sezonu były trochę zaburzone...
– Ten sezon jest trudny w zasadzie dla całej kadry, tak jak poprzedni. Mogę zapytać: który jest trudniejszy?
– Na razie są wynikowo są podobne. Bardzo pozytywne jest to, jak skacze Paweł. W zeszłym sezonie, zwłaszcza na koniec, świetnie spisywał się Olek. Wskoczył na podium. Widzę, że w treningach wyglądał teraz bardzo dobrze.
– A Paweł zmierza w kierunku takiego konkursu zakończonego na podium?
– Jest już blisko. Może nie chcę pompować balona, ale jak Paweł będzie robił swoje, to podium przyjdzie.
– Kamil Stoch wysłał dobry sygnał w mistrzostwach Polski? Taki chociaż na TOP20 konkursu PŚ na skoczni, którą zna?
– Myślę, że jest to w zasięgu spokojnie. Przy normalnych skokach Kamila na pewno. To też jest taka dziwna sytuacja, bo Kamil jest wielkim mistrzem i latem naprawdę skakał bardzo dobrze. W kilku treningach nawet świetnie. Jakby chciał teraz na siłę udowodnić, że wszystko jest ok, ta zima mu na razie nie idzie. Już w lecie było to widać, że chce udowodnić formę, ale jest jakiś problem. To jest zabawne, że trzykrotnego mistrza olimpijskiego coś dalej spina.
– Zwłaszcza, że Kamil uchylał rąbka tajemnicy, mówiąc, że skakał z resztą stawki latem i wyglądało to dobrze.
– W skokach bardzo działa to nastawienie psychiczne i jak gdzieś wszystko się chce za bardzo "przykontrolować", to działa to niestety w drugą stronę. Nie jest jednak tak łatwo odpuścić sobie i skakać na luzie skakać. Nie powiem też jednak, że to musi samo przyjść, bo trzeba to przepracować.
– Zakopane dalej jest magicznym miejscem?
– Na pewno trochę tak, atmosfera nieporównywalna do tej w innych krajach, choć w tym sezonie TCS dał radę, wszędzie było dużo ludzi. Zakopane ma mimo wszystko swój niepowtarzalny klimat. Urok, który kupili skoczkowie z innych krajów i każdy bawi się tutaj skokami. Mam nadzieję, że będzie magicznie i uskrzydli to chłopaków.
– A jak to jest być po drugiej stronie karuzeli? Praca trenerska, teraz lecisz z dziewczynami do Sapporo i Zao na Puchar Świata, poza tym więcej występów medialnych, rozkręcacie z Wiktorem Pękalą podcast na kanale YT "pokSKOK".
– Na pewno coś innego, na początku trzeba było się przestawić o 180 stopni. Ja słuchałem poleceń, wszystko miałem zorganizowane, a teraz jestem w tym miejscu, gdzie ja planuję, działam, organizuję, daję uwagi. Zmiana duża, ale się wdrożyłem w to. Nie wiem, gdzie było trudniej. Teraz mam inne trudności, ale praca teraz i praca na skoczni była równie przyjemna.