Marusarz senior żył w latach 1913-1993 i był prawdziwym pionierem jeżeli chodzi o popularyzowanie skoków narciarskich w Polsce. W 1938 roku w fińskim Lahti wywalczył w barwach reprezentacji Polski srebrny medal mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. - Tak naprawdę od ojca wszystko się zaczęło, a teraz inni skoczkowie narciarscy kontynuują jego dzieło, robiąc wielką przyjemność społeczeństwu. Być może, gdyby nie sukcesy taty, a przede wszystkim wielka promocja narciarstwa nie byłoby też teraz takich sukcesów - mówi syn polskiej legendy, Piotr, w rozmowie z Onet.pl.
Rozmówca "Onetu" z pewnością czuje wielką dumę, gdy na dachu pawilonu Wielkiej Krokwi widzi napis: "Skocznia im. Stanisława Marusarza". - Ten napis sam sfinansowałem, bo uważałem, że to się ojcu należy. Zresztą to było niesamowite. Ledwie go zawiesiliśmy, a już pierwsze osoby zaczęły sobie robić pod nim pamiątkowe zdjęcia. I tak jest do dzisiaj - podkreśla Piotr Marusarz.
O synie legendy polskich skoków narciarskich nie pamiętają jednak organizatorzy Pucharu Świata w Zakopanem. Marusarza juniora próżno będzie wypatrywać na trybunach zakopiańskiej skoczni w trakcie nadchodzących zawodów. - A wspomnienia? Oczywiście, że wracają. To śmieszne, ale nie mam żadnej wejściówki na konkursy Pucharu Świata. To trochę przykre - wyznał "Onetowi" potomek jednego z najbardziej legendarnych polskich sportowców.