- W czasie meczu z Fichman nie zauważyłem na tobie ani jednego bandaża, plastra czy tejpa. A w tej części sezonu zawsze byłaś już mocno obklejona na obolałych kolanach, barkach czy udach. Cud?
Agnieszka Radwańska: - Faktycznie! (śmiech). Sama się z tego śmiałam, bo to rzeczywiście dziwne, że nic mnie nie boli. Po turnieju w Cincinnati miałam ponad tydzień, żeby odpocząć. Oczywiście dużo w tym czasie trenowałam, ale jednak wysiłek w czasie treningu to zupełnie co innego niż w czasie meczu. To pewnie dzięki temu żadne plastry nie są mi potrzebne.
Mats Wilander: Janowicz wkrótce odpali. Nie martwcie się o niego
- Mam też wrażenie, że ostatnio wzmocniłaś się fizycznie. Mocniej serwujesz, masz więcej kończących uderzeń. Czujesz większą siłę?
- Tak. Dużo ostatnio pracowaliśmy nad tym, żeby się wzmocnić. To, że udało mi się w Montrealu rozegrać tyle dobrych meczów dzień pod dniu i wytrzymać to wszystko kondycyjnie, to też efekt tej pracy. Ostatnio zagrałam dużo spotkań, pokonałam kilka czołowych zawodniczek. Taka seria buduje pewność siebie. US Open to jedyny Wielki Szlem, w którym nie udało mi się dojść do ćwierćfinałów, więc tym bardziej skupiam się na tym, żeby wreszcie pograć tu dłużej.
- Mats Wilander (były lider rankingu, obecnie tenisowy ekspert, red.) na pytanie "Super Expressu", czemu w Nowym Jorku tak kiepsko ci dotąd szło, odparł, że jego zdaniem ma to związek ze specyfiką miasta. Z całym nowojorskim zgiełkiem, tłumami ludzi, korkami, samolotami latającymi co chwilę nad kortem...
- Na pewno coś w tym jest. US Open to turniej, który bardzo różni się od innych Wielkich Szlemów. Na moim ulubionym Wimbledonie są cisza i spokój mimo, że na wszystkich kortach też jest pełno ludzi. Tu jest zupełnie inaczej - hałas, zamieszanie. Stanie w nowojorskich korkach też męczy. Żeby dojechać z Manhattanu na korty, potrzeba dobre 1,5 godziny. Potem jest mniej czasu na odpoczynek. Oczywiście na korcie staram się o otaczającym mnie zgiełku nie myśleć, chcę widzieć tylko piłkę i przeciwniczkę, ale nie zawsze jest to łatwe.
- Jerzy Janowicz tuż przed US Open doszedł do finału Winston-Salem. Cieszy świetny występ, ale martwi to, że dzień po dniu rozegrał 6 ciężkich meczów. Zdąży się zregenerować?
- Najważniejsze, że odbudował formę. W tym sezonie sporo przegrywał i to na pewno było dla niego dużym obciążeniem. Turniej w Winston-Salem dał mu w kość, ale dzięki tym zwycięstwom znów uwierzył w siebie, a to jest ogromny plus. A ze zmęczeniem sobie poradzi. Fizycznie jest dobrze przygotowany, to kawał chłopa. Raczej da radę.
- Przez niemal cały rok co chwilę zmieniasz miasta i hotele. Zdarza ci się zapomnieć, w którym pokoju mieszkasz?
- Oczywiście, że tak, to dla mnie standard! Często wchodzę do windy, stoję i wpatruje się w guziki, nie wiedząc który nacisnąć, bo nie pamiętam nawet, na którym mieszkam piętrze. Najczęściej kończy się to tak, że schodzę do recepcji i proszę, żeby mi przypomnieli numer pokoju. Ostatnio nawet z członkami ekipy zrobiliśmy sobie taką zabawę - staraliśmy się przypomnieć sobie numery pokoi, w których mieszkaliśmy od turnieju w Stanford (końcówka lipca, red.). Nie udało nam się! (śmiech).
- Koniec sezonu coraz bliżej. Masz już plany wakacyjne?
- Pomału zaczynam o tym myśleć. Przed turniejem w Montrealu w rankingu było bardzo ciasno, blisko mnie dużo nowych nazwisk zawodniczek walczących o udział w turnieju Masters w Singapurze (kończące sezon nieoficjalne mistrzostwa świata, w których gra 8 najlepszych tenisistek, red.). Teraz sytuacja wygląda lepiej i mam nadzieję, że się załapię (teraz 4. miejsce w tej klasyfikacji, red.). Raczej mi się uda pojechać do Singapuru, więc wakacje pewnie spędzę gdzieś w tamtej części świata, bo nie będzie mi się opłacało wrócić do Polski i lecieć w inną stronę.
US Open. Radwańska szybko ograła Fichman bo... spieszyła się na lunch
- A co się dzieje z twoją siostrą Urszulą? Od kiedy wróciła do gry po operacji barku, przegrywa wszystko co się da. W rankingu spadła na 170. miejsce.
- Dużo straciła przez kontuzję, a potem chyba za bardzo chciała wszystko jak najszybciej odzyskać. A często tak jest, że jak się czegoś za bardzo chce, idzie to w złą stronę. Wydaję mi się, że za szybko wróciła do gry, nie była jeszcze gotowa. Kolejne porażki odbiły się na jej pewności siebie. Teraz Ula chce pojeździć na mniejsze turnieje, odbudować się. Mam nadzieję, że szybko wróci do formy.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail