– Domyślamy się, że jest pan gotowy na Euro?
– Oczywiście menu gotowe już naprawdę bardzo dawno, a teraz... gotujemy. Szykuję wszystko wspólnie z zespołem Hotelu Sheraton Hanower Pelikan.
– W Niemczech, tak jak w Polsce, już od dawna króluje kebab. Rozumiem, że tutaj tego w menu nie będzie...
– Na pewno nie (śmiech). W naszym menu nie ma kebaba, aczkolwiek pojawiają się jakby takie różne formy street foodu, między innymi na przykład szarpana jagnięcina, czyli robienie takiego troszeczkę street foodu w lżejszej formie, bo nie będę ukrywał, że inspiracje do robienia potraw dla kadry czerpie z różnych zakątków świata i z różnych form podawania. Między innymi też pojawiają się jakieś zdrowe formy różnego rodzaju street foodów i właśnie w takiej znajduje się kebab, tylko to bardziej traktujemy jako szarpaną jagnięcinę ze zdrowym pieczywem, zdrowymi dodatkami.
– Wiem, że przyzwyczaił pan do tego, że w dniu meczu podawany jest rosół z Perlicy. Czy tak samo będzie i tym razem?
– To jest nasze menu na dzień meczowy i ono się nigdy nie zmienia. Głównie mam na myśli obiad, pojawia się ten rosół z dodatkiem perlicy czy naturalnej kury czy kurczaka kukurydzianego. Chodzi głównie o smak i to, że to jest ptak, który nie jest "napędzony chemią" jak to się mówi. Wyciągam z tego rosołu aromat, wracający troszeczkę do tego smaku rosołów babci, czyli tych smaków dzieciństwa, gdzie dawniej gotowaliśmy z dodatkiem dużej ilości warzyw i innego rodzaju mięs. I tak, ten rosół na pewno się będzie pojawiał przed każdym meczem, z racji tego, że tego posiłku meczowego w dniu meczu praktycznie nigdy nie zmieniamy.
– Piłkarze z pewnością mają jakieś swoje upodobania, jest szansa, że jak ktoś zażyczy sobie carbonarę, to ją dostanie?
– Carbonara za ciężka (śmiech). W kadrze uzyskałem już pełnoletniość, trwam z nimi kolejny turniej, już 18 lat. I poznałem też te przyzwyczajenia zawodników i to, co lubią, czego nie lubią. Pojawiają się czasem tego typu rzeczy, ale staramy się robić zawsze lżejsze formy niektórych potraw, kiedy jesteśmy o nie poproszone. W dniu meczu zawodnicy zresztą to nic nie proszą, to są profesjonaliści. Nikt nie prosi o tego typu rzeczy w dniu meczu. Ten posiłek w dniu meczu jest w sumie od lat niezmienny. Jeśli są jakieś zachcianki, które są dobre i zdrowe, to oczywiście jak najbardziej je spełniamy. Tak naprawdę ja jestem dla zawodników, jestem po to, żeby ugotować dla nich to, żeby im smakowało, ale nie zapomnijmy o najważniejszej rzeczy: to są w 100 proc. profesjonaliści, wiedzą po co tu przyjechali i to nikt nie poprosił o w trakcie zgrupowania jakiegoś kebaba czy czegokolwiek innego. Każdy zwraca uwagę na to jak się odżywia, je po to, żeby poprawić jej wydolność fizyczną i regenerację. To jest jeden z czynników, który na pewno pomaga w tym procesie.
– Wcześniej dług trwał "obchód" po hotelowej kuchni?
– Nie, wszystko tu jest dopięte na ostatni guzik. Obchód z racji tego, że przyleciałem około godziny 10.00 i już zaczęliśmy szykować posiłki. Już byłem tutaj wcześniej na tzw. wizycie i wspólnie ustalaliśmy plan, schemat działania, poruszania się zawodników, ułożenia sal. No i przede wszystkim menu, dostępność produktów. I oczywiście to nie jest tak, że jestem tu sam. Jest tu sztab osób, które odpowiadają za każdy drobny szczegół. Moim zadań jest odpowiedzialność za kuchnię i również za serwis,za te wszystkie rzeczy związane z jedzeniem, napojami. Będzie to nasz dom przez jakiś czas i musi to dobrze funkcjonować.
– Jakie są meczowe rytuały kulinarne?
– Najważniejsze jest 48 godzin wokół meczu. Oprócz mnie jeździ z nami nasz dietetyk Wojciech Zeb, który również edukuje zawodników pod kątem świadomości dobrego odżywiania i jego rola jest duża, żeby edukować i rozmawiać z zawodnikami, ale jak mówiłem, to są profesjonaliści, oni dobrze wiedzą ilemogą zjeść i na ile sobie mogą pozwolić. Wsparcie dietetyka jest taką dodatnią rzeczą. Przed meczem koncentrujemy się na tzw. ładowaniem węglowodanami. Pojawiają się różnego rodzaju produkty z dużą ilością węglowodanów. Te posiłki są bardzo powtarzalne.
– Który turniej pan najlepiej wspomina? Kuchnię z jakiego kraju?
– Patrząc wstecz na ostatnie mistrzostwa, czyli Katar, szczerze powiem, że bardzo pozytywnie odbieram cały zespół kuchni, który tam był, wspierał mnie w tym w gotowaniu. Naprawdę fajnie mi się tam pracowało i szczerze powiem wspólnie z zastępcą, stwierdziliśmy, że w Katarze było naprawdę fajnie pod względem zaangażowania pracowników i pomocy w kuchni w tym, co tworzymy i gotujemy. I naprawdę fajnie się do tego przygotowali.
– Mówi Pan o 18 latach w kadrze. Pan jako kibic futbolu czuje jeszcze jakąś gęsią skórkę przed turniejem?
– Z każdym razem. Nie można popaść w rutynę. Jestem w Hanowerze, za moment wyjeżdżam do kolejnego hotelu, żeby przygotować kuchnię dla drużyny przed meczem w Hamburgu. Później Berlin, następnie ten Dortmund i szczerze powiem, że za każdym razem przed wyjazdem pojawia się takie delikatne ściskanie w żołądku, bo tak naprawdę nigdy nie wiem co zastaniemy.