- Potwierdzam, że 22 listopada otrzymaliśmy z Ministerstwa Sportu i Turystyki zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa o charakterze korupcyjnym i obyczajowym - powiedziała nam rzecznik Prokuratury Krajowej prokurator Ewa Bialik. - Sprawa jest już w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Z mojej wiedzy wynika, że jeszcze nikomu nie postawiono zarzutów. Prokuratura ma trzy miesiące na przeprowadzenie postępowania przygotowawczego, dopiero po nim zapadnie decyzja o podjęciu dalszych czynności - dodała.
Rzecznik PK podkreśliła, że obowiązkiem każdego obywatela mającego wiedzę o popełnionym przestępstwie jest zawiadomienie odpowiednich organów. Dlatego członkowie kierownictwa PZKol powinni to zrobić natychmiast po zapoznaniu się z wynikami audytu.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, jest wielce prawdopodobne, że oskarżenie może objąć nie tylko głównego podejrzanego o popełnienie haniebnych czynów, ale też inne osoby, które wiedziały o tym, co się dzieje, i nic z tą wiedzą nie zrobiły.
Wśród zbulwersowanych i zniesmaczonych aferą obyczajową nie brak głosów, że to poszkodowane same powinny zawiadomić organy ścigania.
- Ktoś, kto tak twierdzi, nie zna realiów panujących w drużynie. To młode dziewczęta z małych miejscowości, wiosek, w których, gdyby te brudy wyszły, byłyby spalone. Zwyczajnie, tak po ludzku się wstydziły. Poza tym dla nich klub, reprezentacja, możliwość ścigania się za granicą i zarabiania pieniędzy to była szansa wyrwania się do lepszego życia. I kiedy opiekun, który taką dziewczynę wykorzystał, mówi, że wszystkiego ją pozbawi, to co ona ma zrobić? Płacze w poduszkę i dalej tkwi w chorym układzie, bo nie chce zawieść oczekiwań rodziny i znajomych - wyjaśnił nam jeden z kolarskich autorytetów.
ZOBACZ: Prezes PZKol Dariusz Banaszek o SEKSAFERZE: Wiedziałem o romansach, ale nie o gwałtach