Do tej pory prezes PZKol-u zarzekał się, że nic nie wiedział o gwałtach. "Super Expressowi" oznajmił, że jedyne, o czym miał pojęcie, to romanse.
- Wiedziałem tyle co wszyscy, że ten pan z tą panią mają się ku sobie. Że dochodzi do romansów, do których dorośli ludzie mają prawo. Nie miałem pojęcia, że chodzi o molestowanie, podawanie farmaceutyków czy o gwałty! - zapewniał naszą gazetę Dariusz Banaszek.
Innego zdania był członek zarządu Polskiego Związku Kolarskiego, Franciszek Harbacewicz. W rozmowie z "SE" twierdził, że o seksaferze prezes Banaszek wiedział już od września. - Banaszek to notoryczny kłamca. Na jednym z wrześniowych posiedzeń zarządu wykrzyczał nam o patologiach, jakie działy się w drużynie kolarek. Opowiedział o ustaleniach audytorów, z których wynikało, że w drużynie kolarek dochodziło do molestowania, zmuszania do seksu za pomocą środków farmaceutycznych, wyłudzania od zawodniczek haraczy, a nawet gwałtu na nieletniej. Potem wszystkiego się wyparł - opowiadał Harbacewicz.
Jego słowa wydają się być potwierdzone przez doniesienia portalu sport.pl, który dotarł do jednego z dowodów prokuratury. Śledczy nie udostępnili wersji audio, ale pozwolili odsłuchać nagrania i przelać je na papier. Oto słowa Banaszka, wypowiedziane na posiedzeniu zarządu we wrześniu 2017 roku. Zapnijcie pasy!
"Ja nie chcę, żeby dotarło to, co mówiłem. I ja tego nie powiem w ogóle, czy na konferencji, że zgwałcił, dmuchał, że (...). Co on mąci? Co mnie to obchodzi? To od tego jest prokuratura, proszę tam, a nie..."