Chris Froome utrzymuje, że jest niewinny. Po tym jak na światło dzienne wyszły wyniki badań jego moczu z tegorocznej Vuelta a Espana, cały kolarski świat był w szoku. Wielu uważa, że nie ma już na świecie czystego zawodnika, tylko tacy, którzy kryją się lepiej lub gorzej. Sam zainteresowany, czterokrotny triumfator Vuelta a Espana stoi przy wersji, że dwukrotnie wyższa zawartość salbutamolu w jego próbkach była wynikiem zaostrzonej astmy. Wziął większą dawkę leku niż zwykle, ale nie przekroczył limitów.
Wiary kolarzowi nie daje dr Jarosław Krzywański. - Jeśli Chris Froome ma astmę oskrzelową, to zapewne dokładnie wie, że standardem w jej leczeniu jest stosowanie leków o przedłużonym działaniu, rozszerzającym oskrzela, a nie salbutamolu - powiedział lekarz polskich olimpijczyków w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem ze sport.pl. - Dla mnie jest mało prawdopodobne, że nieregulaminowy wynik badania był konsekwencją leczenia astmy. Bo tak się jej nie leczy - dodał specjalista.
Według lekarza, nie ma możliwości, by człowiek tak chory mógł uprawiać jakikolwiek sport. Skoro Froome musiał przyjmować taką dawkę substancji, to nie powinien normalnie funkcjonować. - Jeśli ma tak ciężką astmę, że musi ją leczyć doustnymi, a nie wziewnymi betamimetykami, to znaczy, że choroba jest w stadium uniemożliwiającym normalne życie, nie mówiąc o ściganiu się w wyścigu kolarskim. Tak skrajne dawki oznaczają, że ten pacjent jest ciężko chory i ma duszność spoczynkową. Dla niego sukcesem jest dojście do roweru! A nie ściganie się na rowerze w morderczym wyścigu. Dla mnie taka prośba to jest po prostu przekroczenie przepisów dopingowych: bo tu już raczej nie o leczenie astmy chodzi - stwierdził Krzywański.
Sprawdź też: To wideo jest hitem Internetu! Policja ZMIAŻDŻYŁA kibica podczas MŚ w kolarstwie