Sceny rodem z boisk Ekstraklasy. Końcowy gwizdek. Stuttgart przegrywa, Eintracht Franfurt nieoczekiwanie wygrywa z Borussią Dortmund i VFB Stuttgart ląduje w strefie spadkowej. Z niemal pewnym spadkiem z ligi. Kibice natychmiast przekroczyli barierki ochronne i ruszyli w stronę zawodników. Uznali, że trzeba ich naprostować. Doszło do rękoczynów, na szczęście nie ucierpiał żaden z zawodników. Tyle dobrego, że tym razem w kompromitacji pięciokrotnych mistrzów Niemiec (ostatni raz w 2007 roku!) nie brał udziału Przemysław Tytoń. Polak uznany został za winnego ostatnich niepowodzeń i zastąpił go między słupkami Mitchell Langerak, do niedawna golkiper BVB.
I pomyśleć, że w naszym kraju trwa debata, czy podpalona raca na Stadionie Narodowym mogła zabić Przemysława Malarza. I dlaczego u nas na stadionach nie jest tak, jak w zachodniej Europie. To my tylko tak szybko przypomnimy: w Niemczech kibole opanowują boiska, a na Saint-Denis pod obiektem wybuchła niedawno bomba. Rachunek jest prosty - wolimy żebranie o koszulki od zawodników "niegodnych barw klubowych".