Tomasz Jarzębowski: - Wielką radość! Już po ćwierćfinale mówiłem, że teraz chcę trafić na Legię. Będzie to dla mnie taka sentymentalna podróż. Muszę uważać, by w pierwszym meczu nie dostać żółtej kartki, bo ona wykluczyłaby mnie z rewanżu na Łazienkowskiej. Byłem na nowym stadionie jako kibic, ale jeszcze nigdy w roli piłkarza w oficjalnym meczu. To moje marzenie. - Jak na twoją grę w Arce zareagują kibice Legii, którzy przyjadą do Gdyni?
- Sam jestem ciekaw. Kiedyś grałem przeciwko Legii jako zawodnik Bełchatowa, ale pomiędzy tymi klubami nie było tak wielkich animozji. W przypadku Legii i Arki jest zupełnie inaczej. Myślę jednak, że gwizdów nie będzie. Grałem w Legii wiele lat i wiem, że fani mnie lubią i szanują.
- Jeśli strzelisz gola, będziesz okazywać radość?
- Najpierw to trzeba go strzelić (śmiech). Jeśli mi się to uda, to nie będę się cieszył. Tak jak kiedyś, gdy trafiłem do siatki Legii, grając w Bełchatowie. Jestem związany z tym klubem i nie umiałbym szaleć z radości. Bolałoby mnie serce, ale miałbym satysfakcję z dobrze wykonanej pracy.
- Legia ostatnio przeżywa kryzys. Dzięki temu łatwiej będzie ją wyeliminować?
- Kryzys to może za dużo powiedziane, raczej gra nie układa im się tak, jakby chcieli. Jednak kadrowo to cały czas najlepszy zespół w Polsce. Grę ciągną Miro Radović i Danijel Ljuboja, którzy są w stanie rozmontować każdą obronę w kraju. Poza tym Legia nie traci goli, więc będzie trudno ich "napocząć". Całe szczęście, że podobno Duszana Kuciaka zastąpi w bramce Wojciech Skaba. Może on coś puści (śmiech).
- Jak traktujecie grę w Pucharze Polski? Jako przygodę, a może rzeczywiście myślicie o jego zdobyciu?
- Czujemy dumę, że wyeliminowaliśmy potentatów Ekstraklasy - Polonię i Śląsk. Teraz oczywiście chcemy pójść dalej i wierzymy, że da się ograć Legię. Nie podniecamy się jednak, europejskie puchary nawet nam do głowy nie przychodzą. Będziemy grać na 200 procent możliwości i zobaczymy, co z tego wyjdzie.