- Lech to zespół, który prezentuje bardzo dobrą piłkę, być może najlepszą w lidze. A my? No cóż, każdy krawiec kraje, jak mu materii staje. My efektywność przedkładamy ponad efektowność - powiedział przed tym meczem trener Polonii Jacek Zieliński.
Początek wczorajszego spotkania nieco jednak zanegował słowa szkoleniowca Polonii. To "Czarne Koszule" grały bowiem ładniej, odważniej i kreowała wiele okazji podbramkowych.
Kiedy zanosiło się na gola dla polonistów, najgroźniejszą akcję przeprowadził jednak Lech. Artiom Rudniew znakomicie zmylił w polu karnym obrońców "Czarnych Koszul", ale strzelił minimalnie niecelnie. W drugiej połowie był już kompletnie niewidoczny.
Z minuty na minutę rozkręcali się za to poloniści. Zażarcie walczyli, zaś Lech umiejętnie bronił się i grał na czas. W końcówce jednak sprawiedliwości stało się zadość, bo po zamieszaniu w polu karnym do siatki Lecha trafił Albańczyk Cani.
Po meczu z radości promieniał właściciel Polonii Józef Wojciechowski (63 l.), który miał wczoraj poważny dylemat. Do końca nie wiedział, czy wybrać się na wieczorny koncert jednego z trzech tenorów, słynnego Jose Carrerasa (65 l.) w Sali Kongresowej, czy też pójść na mecz. Zdecydował się na piłkę nożną i z pewnością nie żałował.
Mimo że na boisku piłkarskich fajerwerków poza golem nie było, to zobaczył je... nad stadionem Polonii. Wszystko dlatego, że kibice w fantastyczny sposób uczcili setne urodziny klubu, które obchodzone były przy okazji meczu z Lechem. Oprócz pokazu sztucznych ogni pod koniec pierwszej połowy fani z trybuny "Kamiennej" zaprezentowali okazałą prezentację transparentów, przedstawiającą historię Polonii w pigułce. Na ostatnim obrazku widniała podobizna Józefa Wojciechowskiego i napis: "Na mistrza Polski przyszedł czas". Wczoraj w Polonii odżyła nadzieja, że tytuł jest do osiągnięcia.