"Super Express": - Z jakiej planety przybyłeś? Bo komentatorzy krzyczeli, że to gol nie z tej ziemi.
Jean Barrientos: - Zapewniam, że jestem Ziemianinem (śmiech). Choć jest dwóch ludzi w świecie piłki, którzy są chyba z kosmosu: Messi i Ronaldo. A co do bramki. Wiadomo - najładniejszy gol w karierze. Podkreślam jednak, że cała akcja była super, a nie tylko jej wykończenie.
- W którym momencie podjąłeś decyzję, że zachowasz się w tak niespodziewany sposób?
- Najpierw chciałem uderzyć z pierwszej piłki, ale nie miałem dobrej pozycji. Potem mogłem podać, ale postanowiłem zaskoczyć rywali i strzelić piętą. Wiem, że zachowałem się jak szaleniec. Dobrze, że wpadło, bo inaczej dostałbym opieprz, że nie oddałem piłki koledze.
ZOBACZ BRAMKĘ JEANA BARRIENTOSA!
- Ile razy oglądałeś powtórkę tej akcji?
- Ponad 40 razy. Mam nadzieję, że to będzie punkt zwrotny, bo do tej pory w Wiśle pokazywałem niewiele z tego, na co mnie stać.
- No właśnie. Dlaczego?
- Miałem bardzo duże kłopoty z aklimatyzacją. Mnie i rodzinie ciężko się w Polsce dogadać po hiszpańsku. Mieliśmy problemy nawet z zamówieniem taksówki. Na początku głównie siedzieliśmy w domu, zresztą zima też nie zachęcała do wyjścia. Teraz jest lepiej, poznajemy Kraków, jakoś sobie radzimy.
- W wolnym czasie.
- Czytam Biblię, która bardzo mnie uspokaja. Często rozmawiam też z Guardiolą.
- Z kim?
- Z Guardiolą. Tak nazywam mojego menedżera, który jest podobny do Pepa.