>>> Zobacz aktualną tabelę Ekstraklasy
Gwizdek24.pl: - Po pokonaniu Pogoni w Szczecinie (1:0) po raz pierwszy w tym roku opuściliście ostatnie miejsce w tabeli i do pozycji dającej utrzymanie tracicie zaledwie tylko trzy punkty. Mrozi pan już pepsi, by wznieść toast za uratowanie Ekstraklasy dla Bełchatowa?
Kamil Kiereś: - Rzeczywiście, lubię się napić pepsi, ale żadnych toastów jeszcze nie planuję. Choć droga do raju trochę się skróciła, to wciąż jesteśmy w czyśćcu i w każdej z czterech kolejek jakie pozostały do końca sezonu musimy walczyć o życie. Obudziliśmy nadzieję, że niemożliwe może stać się faktem i robimy wszystko, by spełnić marzenia swoje i kibiców.
Bełchatów, który jesienią był chłopcem do bicia i zdobył tylko sześć punktów, w tej rundzie wywalczył już siedemnaście „oczek”. Gdzie tkwi tajemnica waszej metamorfozy?
- Zimą powiedziałem chłopakom, że wszyscy wiemy, jak jest źle, ale nie można zwiesić głów. Jesteśmy facetami i musimy walczyć. Z powodów finansowych nie wyjechaliśmy na zgrupowanie do Turcji, ale nikt nie narzekał. Wszyscy zasuwali aż miło. W klubie zdjęliśmy tablicę, na której była powieszona tabela Ekstraklasy. Nie chcieliśmy na nią patrzeć. Nie przeliczamy punktów, nie analizujemy kto z kim gra, nie spekulujemy. Koncentrujemy się tylko na najbliższym meczu. Widać, że ci zawodnicy cieszą się grą w piłkę. Przez fakt, że nikt na nas nie liczył z drużyny zeszło ciśnienie. Chłopaki zaczęli grać bez presji, wreszcie nie patrzyli na innych, tylko skupiali się na sobie.
- To o tyle dziwne, że przecież w tej rundzie macie – przynajmniej na papierze – słabszy skład, niż jesienią.
- Drużyna była tworzona małym nakładem finansowym, ale z drugiej strony przyszli piłkarze nie obciążeni traumą z rundy jesiennej. Mieli czystą kartę. Nie oglądali się na to co było. To w większości chłopaki po przejściach, trudno ich złamać, co pokazują na boisku.
- Kibiców na wasze mecze przychodzi niewielu, sponsor się wycofał. Dla kogo, jak lwy walczycie o utrzymanie w lidze?
- W każdym meczu chcemy pokazać, że jest jeszcze za wcześnie, by w Bełchatowie zgasić światło. Że jest biedniej, ale stabilnie i warto przychodzić na stadion. Często słyszę zarzuty, że na naszych spotkaniach jest mało ludzi, ale robimy wszystko, by przekonać kibiców, że warto nas oglądać. Gramy dla fanów z całego regionu, by znów odzyskali wiarę w klub i w drużynę.
Rozmawiał Piotr Dobrowolski