Kolega zatrudnił "Świra"

2009-08-13 13:19

Piotr Świerczewski (37 l.) podpisze dziś roczny kontrakt z Zagłębiem Lubin. "Świr" chce odmienić drużynę, która w dwóch pierwszych kolejkach straciła osiem bramek. A przy okazji pomóc staremu kumplowi.

Zagłębie zaczęło ten sezon koszmarnie - 0:4 z Legią, 1:4 z Wisłą. Gołym okiem widać było, że drużyna potrzebuje lidera. Kogoś doświadczonego i walecznego. Trener Andrzej Lesiak sięgnął więc po kolegę z dawnych czasów.

"Super Express": - Nie boi się pan wchodzić do zespołu rozbitego dwiema klęskami?

Piotr Świerczewski: - Zagłębie w meczu z Wisłą nie grało nawet źle, tylko brakowało doświadczenia i walki. Po starciach z Mauro Cantoro padali prawie wszyscy piłkarze z Lubina. A gdybym to ja wystąpił w tym meczu, to wiślacy leżeliby na boisku po starciach ze mną.

- To stary przyjaciel z boiska, Andrzej Lesiak, wezwał pana na pomoc...

- Andrzej zadzwonił do mnie i powiedział, że jest mu potrzebny piłkarz doświadczony, który nie boi się walki na boisku. Uznał, że jestem odpowiednim człowiekiem. Ale Andrzej nie wziął mnie do drużyny po znajomości. Graliśmy razem w GKS Katowice piętnaście lat temu, a później nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktów.

- Długo się pan zastanawiał nad jego propozycją?

- Nie. Szybko dogadaliśmy wszystkie szczegóły i pozostało tylko podpisać kontrakt. Zrobimy to dzisiaj, kiedy prezes Zagłębia Jerzy Koziński wróci z Bydgoszczy z meczu reprezentacji. Zresztą podpisanie nastąpiłoby już wcześniej, ale z kolei ja musiałem przesunąć przyjazd do Lubina ze względów osobistych.

- Przejście z biednego i rozsypującego się ŁKS do Lubina, gdzie nie brakuje pieniędzy, to chyba jak wygrany los na loterii?

- Przede wszystkim zależało mi, żeby ciągle grać w Ekstraklasie. Naprawdę nie chodziło o względy finansowe, bo to, co miałem zarobić, to już zarobiłem. Na życie mi nie zabraknie.

Najnowsze