Choć Kostia w reprezentacji Estonii rozegrał już 90 meczów, był w swoim kraju wybierany na osobowość roku i na najlepszego piłkarza, to dopiero w tym sezonie zdobył w Ekstraklasie status gwiazdy. Strzela efektowne gole, asystuje, jest boiskowym "generałem" prowadzącej w lidze Jagiellonii. Po wyjściu ze stadionu cichy i skromny, w niczym nie przypomina idola kibiców, który nie może spokojnie przejść przez centrum Białegostoku.
- Żona pilnuje, bym twardo chodził po ziemi. Nie lubię rozgłosu, szumu wokół siebie. Najlepiej czuję się w gronie najbliższych - opowiada nam Vassiljev. Piłkarz podkreśla, że jest Rosjaninem urodzonym w Estonii. Jego ojciec był zawodowym żołnierzem, którego oddelegowano do jednostki w Tallinie, a mama po studniach chemicznych w Moskwie znalazła pracę w fabryce chemicznej w Maardu, małej miejscowości oddalonej o 15 km od stolicy Estonii.
Jego staż z Janą (córką Estonki i Rosjanina) jest znacznie krótszy. Poznali się w. pierwszej klasie szkoły podstawowej.
- Siedzieliśmy razem w ławce - śmieje się żona lidera "Jagi". Jana poślubiła Kostię w 2009 roku. Mają dwie urocze córeczki - Valerię (6 l.) i Viktorię (3 l.).
- Konstantin od pierwszej klasy bardzo dobrze się uczył. Miał dwie słabości - szkołę i piłkę - ujawnia Jana. Vassiljev był orłem z przedmiotów ścisłych - matematyki i fizyki. Przez dwa lata studiował elektrotechnikę i miał dylemat, czy zostać inżynierem czy piłkarzem. Postawił na futbol.
- Ale po odejściu z uczelni najpierw trafiłem do wojska. Przez trzy miesiące jeździłem na poligony, strzelałem z karabinu w lesie, służyłem tak jak każdy młody żołnierz. Dopiero potem przeniesiono mnie do kompanii sportowej - wspomina Kostia.
Vsssiljev już w wieku 17 lat zdecydował, że będzie grał dla Estonii.
- Wiadomo, wszędzie się znajdą radykałowie, którzy chcieliby w kadrze tylko "swoich". Nie przywiązuję uwagi do ich opinii. Postawiłem na Estonię i tak zostało, ale Rosja zawsze ma miejsce w moim sercu - twierdzi.