- Wzywaliśmy piłkarzy do dobrowolnego stawienia się w klubie i wpłacenia żądanej przez nas kwoty. Nie chcieli, dlatego spotkamy się w sądzie - zapowiada prezes Zagłębia Marek Bestrzyński (43 l.).
"Super Express": - Pozwaliście Piszczka do sądu chyba dlatego, że jest znany i stać go na zapłacenie wam 300 tysięcy złotych. A co z pozostałymi piłkarzami, którzy kupili remis od Cracovii?
Marek Bestrzyński: - Gdybyśmy chcieli pozwać wszystkich uczestników tamtego zdarzenia, znacznie wzrosłyby koszty procesu. Po zakończeniu sprawy z nami Piszczek może dochodzić u kolegów wyrównania strat. Nie ukrywam również, że fakt, iż nie powinno być problemów ze ściągnięciem od niego żądanej przez nas sumy, też braliśmy pod uwagę.
- Sąd skazał już piłkarzy za kupno tamtego meczu. Po co jeszcze grzebiecie w brudach?
- Za grzechy trzeba płacić. Apelowaliśmy do zamieszanych w tamten szwindel zawodników, by dobrowolnie wpłacili do kasy klubu zadośćuczynienie. Nie skorzystali jednak z tej propozycji.
- Za kupno meczu z Cracovią Zagłębie zostało ukarane przez PZPN grzywną w wysokości 300 tysięcy i odebraniem trzech punktów na starcie obecnego sezonu. Za odebrane punkty też będzie chcieli pieniędzy od Piszczka i Chałbińskiego?
- Po zakończeniu rozgrywek wycenimy szkodę, jaka została spowodowana przez odebranie nam punktów i przeliczymy to na straty materialne. Nie wykluczam, że wówczas nasze żądania mogą zostać rozszerzone.
- A od ówczesnego trenera Franciszka Smudy nie domagacie się zwrotu premii, jaką otrzymał za awans do europejskich pucharów po kupieniu meczu?
- Śledztwo i proces nie wykazały udziału w ustawieniu spotkania z Cracovią ani trenera Smudy, ani żadnego z działaczy. Nie mamy podstaw, by domagać się od szkoleniowca rekompensaty.