Na dwa głosy

2008-11-11 13:26

Jesień w Ekstraklasie zaczyna wchodzić w fazę finiszową. Nasi dziennikarze zastanawiają się, co w tej połówce sezonu było dla nich miłym zaskoczeniem, a co rozczarowaniem.

Piotr Koźmiński

Największe zaskoczenie: Lech Poznań
Niby wiadomo było, że poznaniacy będą walczyć o najwyższe cele, ale mimo wszystko, są w pewnym sensie zaskoczeniem. In plus oczywiście. Chodzi o styl gry, rzecz jasna. Dawno nie było w polskiej lidze zespołu, który potrafi zagrać z takim polotem jak Lech. Duetu Semir Stilić - Robert Lewandowski zazdroszczą Smudzie nie tylko polscy, ale i zagraniczni trenerzy. Do tego Manuel Arboleda, który woli walki i sił ma za trzech. Na Lecha patrzy się z ogromną przyjemnością, bo wnosi sporo świeżości do naszej zmurszałej ligi. Wisła z Sobolewskim, Cantoro, Głowackim czy Baszczyńskim już się opatrzyła, Legia ciągle szuka swojej tożsamości, a Polonia i Bełchatów to jednak nie to... Dlatego ten Lech jest taki atrakcyjny.

Największe rozczarowanie Cracovia
Ostatnie miejsce w tabeli i pełen marazm. Nie wiem, co chciał udowodnić prezes Janusz Filipiak długo i na siłę trzymając na trenerskiej ławce Stefana Majewskiego. Męczył się sam trener, męczyła drużyna, męczyli kibice. Cracovii nie dało się oglądać, tak jak nie dało się słuchać wyjaśnień Majewskiego, który ma w sobie coś takiego, że trudno traktować go w pełni poważnie. W końcu Filipiak doszedł do (słusznego) wniosku, że to wszystko nie ma jednak sensu i nazajutrz Majewski złożył dymisję. Pytanie, o ile kolejek za późno. Wprawdzie Cracovia gorzej już grać nie może, ale nie jest pewne, czy będzie to robić lepiej. A bez poprawy gry o ekstraklasie może zapomnieć.

Michał Chojecki

Największe zaskoczenie: Lech Poznań
Mieli walczyć o mistrzostwo, ale ciągle nie mogą wdrapać się na szczyt tabeli. Jednak pomimo tego dla mnie to zdecydowanie największe pozytywne zaskoczenie sezonu. Bo po raz pierwszy od czasów Wielkiej Wisły Henryka Kasperczaka, znów serce rośnie, kiedy ogląda się pełen polotu futbol w wykonaniu polskiej drużyny. "Kolejorz" Smudy to taki polski Arsenal, a ponieważ od dawna jestem zagorzałym fanem londyńczyków, to porównanie (nie da się ukryć, że mocno na wyrost) można potraktować jako wielki komplement. Tak jak "Kanonierzy" Lech to zespół młody, a przez to pełen młodzieńczej fantazji. Tak jak Arsenal Lech gra bardzo widowiskowo i ofensywnie, a - jak na nasze polskie, przaśne warunki - często wręcz "kosmicznie", gdy wirtuoz środka pola Semir Stelić zagrywa bajeczne piłki. I tak jak chłopcy Wengera Lech genialne mecze przeplata głupimi wpadkami, kiedy przez brak doświadczenia przegrywa ze słabszymi od siebie. Ale jedno jest pewne - ten nieobliczalny Lech ogląda się prawie tak dobrze jak Arsenal. Prawie robi różnicę, ale często nie aż tak wielką...

Największe rozczarowanie: Górnik Zabrze
Henryk Kasperczak wziął na siebie zadanie cholernie niewdzięczne. Bo przejął żałośnie przygotowanego do sezonu Górnika już w trakcie rozgrywek, kiedy ciężko naprawić błędy i zaniedbania poprzednika. Jednak Henry to Henry i choć w piłce należy wierzyć nie w cuda, a tylko w ciężką pracę, wydawało się, że Kasperczak szybko pokaże, że trener z niego nie tylko mistrzowskiej kasy, ale i mistrzowskiej klasy. Tymczasem Górnik ciągle gra smutno i chaotycznie, a do tego przegrywa mecze w żenujący wręcz sposób, jak ten z Bełchatowem, kiedy wygrywając i grając z przewagą jednego zawodnika, dał sobie wydrzeć zwycięstwo. Czyżby magia pana Heńka przeminęła?

Najnowsze