- Czy gram o posadę? Od kiedy przyszedłem do Lecha każdy mecz jest dla mnie o być albo nie być. Tak się w życiu po prostu zdarza - mówił przed meczem z Ruchem Bakero, jeszcze po cichu wierząc, że ewentualne zwycięstwo w Chorzowie pozwoli mu zachować posadę.
Ruch jednak pokazał, że Bakero fatalnie przygotował zespół do rundy wiosennej, chorzowianie byli lepsi w każdym elemencie piłki nożnej. Już po pierwszej połowie Bakero mógł myśleć o zakupie biletu lotniczego do Hiszpanii, bo Lech przegrywał 0:2 i wcale nie zanosiło się na to, że "Kolejorz" będzie w stanie odrobić straty. Poznaniacy w niczym nie przypominali zespołu, który na początku sezonu wygrywał mecze kilkoma golami.
Pierwszą bramkę Lech strzelił sobie sam, a konkretnie Hubert Wołąkiewicz. Na boisku rządził i kierował grą Marek Zieńczuk - zdobył gola z rzutu wolnego, który będzie kandydatem do miana najładniejszego w sezonie. Jak obliczono w trakcie meczu, piłka ustawiona była 34,5 metra od bramki Krzysztofa Kotorowskiego. I wpadła idealnie w okienko.
- Rafał Grodzicki podpowiedział mi, żebym strzelił na bramkę, wyszło cudownie. Przyznaję, że wiatr trochę pomógł piłce i fajnie ją zawinęło - powiedział rozpromieniony Zieńczuk, a w drugiej połowie Maciej Jankowski dobił Lecha trzecim golem.
A Bakero? Nie potrafił zapanować nad zespołem, po błędach krzyczał do piłkarzy tylko: "spokojnie, spokojnie". Niestety, spokój to ostatnie, czego Hiszpan może teraz się spodziewać. Po tej porażce w Poznaniu nie ma już czego szukać. Lada chwila zostanie zwolniony, bo działacze Lecha choć i tak cierpliwi, nie wytrzymają tak fatalnej postawy zespołu.