Arkadiusz Kasperkiewicz na mecz Rakowa Częstochowa z ŁKS-em Łódź wyszedł podwójnie zmotywowany. Przez dwa sezony występował bowiem w łódzkim Widzewie. Przywiązanie do tego klubu nie zniknęło i chciał zrobić wszystko, by pokonać odwiecznego rywala RTS-u. Zespołowi spod Jasnej Góry się to co prawda nie udało, spotkanie zakończyło się remisem, ale sam zawodnik uratował swojej drużynie punkt. Skutecznie wykorzystał rzut karny w końcówce.
Po trafieniu zamienił się w wulkan emocji. Nie myślał długo zanim podbiegł do sektora gości i pokazał ułożoną palcami literkę "W". Miało to symbolizować Widzew. Nie tylko fani ŁKS-u poczuli się dotknięci. Fani Rakowa również nie pałają sympatią do tego klubu i nie spodobało im się zachowanie piłkarza. Sam był świadomy tego, że nabroił.
- W trakcie meczu przydarzył mi się nieodpowiedzialny gest. Pod wpływem emocji pokazałem coś, czego nie powinienem pokazywać na tym stadionie. Przepraszam za to. Wiem, że teraz w najlepszym wypadku będziecie na mnie gwiżdżeć i buczeć. Przyjmuję to z pokorą, ale przynajmniej swoją postawą na boisku chciałem wam teraz sprawić trochę radości - powiedział, cytowany przez portal polsatsport.pl