"Super Express": - Spodziewałeś się takiego wyróżnienia?
Rafał Grodzicki: - Nie, dlatego tym bardziej się cieszę! Ale połowa nagrody należy się mojemu partnerowi z obrony Piotrkowi Stawarczykowi, z którym rozumiem się bez słów.
- Ruch to najbardziej niedoceniana drużyna w lidze?
- Zdecydowanie. Na początku sezonu eksperci twierdzili, że będziemy walczyć o utrzymanie. Wyśmiewali się z nas, o mnie pisali, że jestem zwrotny jak Zdzisław Kręcina. Ale nas to tylko zmobilizowało. W trakcie sezonu wszyscy myśleli, że wyszło nam fartem kilka meczów, a my do końca walczyliśmy o mistrza. I jesteśmy z tego dumni.
- Jak to się stało, że zespół, w którym nie ma wielkich gwiazd, zdobył wicemistrzostwo?
- A właśnie, że w Ruchu mamy wspaniałe indywidualności! Arek Piech, Marek Zieńczuk, a ostatnio Gabor Straka. Ci faceci w pojedynkę mogą rozstrzygnąć spotkania. Tyle, że nie są medialni i dlatego byli niedoceniani. Jak na polską ligę to naprawdę świetni gracze.
- Dla ciebie to chyba był bardzo bolesny sezon...
- W meczu z Podbeskidziem złamano mi nos. W szpitalu kości zostały nastawione, ale lekarze powiedzieli, że po sezonie czeka mnie operacja prostowania nosa i przegrody nosowej. Chirurgów wyręczył jednak Danijel Ljuboja!
- Jak to?!
- W finale Pucharu Polski z Legią dostałem od niego cios w nos. Zalałem się krwią, wyglądało to nieciekawie, ale po fakcie okazało się, że tym uderzeniem na tyle wyprostował mi nos, że nie trzeba już go operować (śmiech).
- Jakie macie nadzieje przed startem w eliminacjach do Ligi Europejskiej?
- Poprzeczka wisi bardzo wysoko. Odpadnięcie w początkowych rundach to będzie kompromitacja, bo wicemistrz Polski przeważnie przechodził te rundy. Wierzę, że jesteśmy w stanie coś ugrać w Lidze Europejskiej.