W tym sezonie Romanczuk gra tak dobrze, że kilka tygodni temu chciał go ściągnąć turecki Konyaspor. Ale ani trener Michał Probierz (44 l.), ani właściciele Jagi nie chcieli słyszeć o jego sprzedaży.
Jego babcia ze strony mamy pochodzi spod Włodawy i uciekła na Ukrainę, gdy hitlerowcy w Sobiborze otworzyli obóz koncentracyjny. On urodził się 60 km od granicy z Polską, w Kowlu. Świetnie się uczył i grał w piłkę.
- Historia, geografia, chemia. Z tych przedmiotów miałem najlepsze stopnie. Bez problemów zdałem na studia, grałem wtedy w futsal w MFK Kowel i łączyłem naukę z piłką. Pierwszym trenerem "Tariego" był tata Wiktor (50 l.), wysoki funkcjonariusz służby więziennej. Starszy brat Jurij do dziś występuje w Kowlu i w hali, i w III lidze na boisku.
- Ale największy piłkarski sukces odniósł inny członek naszej rodziny - Witalij (30 l.), który z reprezentacją Ukrainy pokonał w finale Iran 2:1 i zdobył na igrzyskach paraolimpijskich w Rio złoty medal. To syn brata mojego taty. Wujek w wieku zaledwie 55 lat zmarł nagle w maju na zawał. Witia właśnie jemu zadedykował olimpijski sukces - opowiada Taras.
Pomocnik Jagi to bardzo religijny człowiek. Co niedzielę uczestniczy w nabożeństwach w cerkwi Świętego Michała w Białymstoku, a jego serdeczny palec zdobi pierścień z wygrawerowanym napisem "Boże uratuj ochroń mnie", który otrzymał od rodziców na 18. urodziny.
W tym sezonie Romanczuk może osiągnąć z Jagiellonią wielki sukces w Ekstraklasie. - Ale nie podpalajmy się. Musimy zachować zimne głowy i cieszyć się grą - analizuje na chłodno. Jak dyplomata.