To miał być pewny awans "Rossonerich" do fazy głównej drugiego co do ważności europejskiego pucharu, ale życie napisało zupełnie inny scenariusz. Już sam fakt, że mediolańczycy doprowadzili do "jedenastek" był dla nich niezwykle szczęśliwy, ponieważ uratowali się skutecznie wykorzystanym rzutem karnym w ostatniej akcji dogrywki. A to, do czego doszło później, aż trudno ubrać w słowa - emocje w Portugalii po prostu sięgnęły zenitu!
Obie ekipy wykonały po dwanaście rzutów karnych, a w tym czasie gospodarze mieli aż trzy piłki meczowe - gdyby je wykorzystali, wygraliby z ekipą z Włoch. Jedna z takich sytuacji przypadła 36-letniemu bramkarzowi Rio Ave, Pawłowi Kieszkowi, który jednak podobnie jak jego młodszy kolega z bramki "Rossonerich" posłał piłkę wysoko, wysoko nad poprzeczkę. W efekcie po 24 "jedenastkach" wygrał Milan.
Jak widać, w to co ujrzał trudno uwierzyć nawet prezesowi PZPN, Zbigniewowi Bońkowi, który w piłce nożnej widział już mnóstwo. Takie historie z pewnością nie piszą się często!