„Super Express”: – Hiszpańscy dziennikarze nazwali twojego gola dziełem sztuki. Trafnie?
Bartłomiej Pawłowski: – Gol był ładny, ale podobne strzelałem już wcześniej, z Górnikiem Zabrze czy Polonią Warszawa. Aha, i jeszcze w drugiej lidze, przeciw Elanie Toruń. Doceniam ostatniego gola, ale nie popadam w euforię, bo na jednym trafieniu kariery tu nie zbuduję. Polska liga nie jest w Hiszpanii ceniona, jak dla nich to przyjechałem tu znikąd i w każdym meczu muszę udowadniać, że nie znalazłem się w Maladze przypadkowo.
Zobacz koniecznie: Świetny mecz i gol Bartłomieja Pawłowskiego, Polak zapewnił Maladze jeden punkt
– Zanim wszedłeś na boisko z Valladolid, cztery kolejne mecze przesiedziałeś na ławce. Nie byłeś sfrustrowany?
– Piłkarz wchodzący z ławki chce pokazać sportową złość. Strzelenie gola to najlepsza odpowiedź. Niektórzy będą teraz oczekiwać, iż w każdym meczu będę grał od początku do końca, ale to niemożliwe, bo konkurencja jest ogromna.
– Podobno czytasz biografię Ibrahimovicia. Takiej bramki to nawet on by się nie powstydził...
– Zlatan to jeden z moich idoli. Nawet zauważyłem kilka podobieństw...
– To znaczy?
– Trudny charakter. Zachowuję się jak Zlatan: im mocniej ktoś chce mnie stłamsić, tym bardziej robię wszystko, żeby wyszło na moje. On też miewał pod górkę jak ja, ale nigdy nie odpuszczał.
– Mówiąc o tym, że miałeś pod górkę, myślisz na pewno o sporze Jagi i Widzewa. NKO przyznała ostatecznie rację łodzianom.
– Od początku wiedziałem, że ta sprawa tak się skończy.
Zobacz także: Real - Kopenhaga. Iker Casillas wywoła burze? Chce do Milanu!
– Hiszpanie piszą, że jesteś trochę z boku drużyny, że w trakcie podróży na wyjazdy siedzisz sam...
– Siadam sam, bo czytam biografię Ibrahimovicia (śmiech). Taki już jestem, na siłę nie szukam kontaktu. Jeden przed meczem gra na komputerze, drugi rozmawia, trzeci słucha muzyki, a ja czytam. Moja aklimatyzacja przebiega bez zarzutu. Minęły dwa miesiące, a już rozmawiam z kolegami po hiszpańsku. Czuję się tu świetnie.