Albania - Polska. Wielu polskich kibiców przyjechało do Tirany
Do Albanii przyjechało na mecz wielu polskich kibiców, ale większość z nich błyskawicznie wyjechała do oddalonego o 40 kilometrów Durres, gdzie planowali zapewne powygrzewać się na plaży. Kąpiele jednak dla tych odważniejszych, bo w Albanii upałów już nie ma, a i deszcz pojawia się dosyć często. I ci w Durres, i ci, którzy zostali w Tiranie, będą mieli z pewnością co robić. Albania to otwarty kraj, pełen knajpek i restauracji. Jest naprawdę tłoczno, a w środku siedzą świetnie ubrani, najczęściej młodzi ludzie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że weekend w Tiranie trwa przez cały tydzień, bo restauracyjne ogródki rzadko bywają puste. Problem zaczyna się równo o 23:00. Pracownicy restauracji zaczynają w pośpiechu chować krzesła i zamykać interes. Na ulicach pojawia się policja na sygnale, a to znak, że zaczyna się godzina policyjna. Bardzo w Albanii restrykcyjna.
W Sousę przywalił... Beenhakker! O tych słowach będzie głośno
Tirana. Miasto luksusowych aut na ulicach
To kraj kontrastów. Na ulicy nietrudno natknąć się na śpiącego bezdomnego, a kilka sekund później zobaczyć panów w czarnych skórach, jadących czarnym (a jakże!) mercedesem. Zresztą tirańskie ulice wyglądają jak salon luksusowych aut. Range Rovery przeplatają się z bmw, mercedesami i porsche, a widok „zwykłego” samochodu jest tak niezwykle rzadki. Policja z pozoru panuje nad ruchem, ale w większości każdy jeździ jak chce. Uważać musi przede wszystkim pieszy, bo on w Tiranie jest na samym dole łańcucha ruchu drogowego. Kierowcy zupełnie nie przejmują się tym, że trzeba przepuścić kogoś na pasach i gnają, jakby pieszych w ogóle nie było.